Ręce opadają niestety...
A może macie jakiś pomysł co z tym problemem zrobić?
http://wyborcza.pl/1,75478,10269744,Na_rajdowce_w_Kleszczewie.html?as=1&startsz=xCytuj:
Na rajdówce w Kleszczewie
Marcin Wojciechowski, Olsztyn, Bogdan Wróblewski 2011-09-12, ostatnia aktualizacja 2011-09-11 17:49:44.0
O rozjechaniu Agaty Ch. przez quada przypomina krzyż przy polnej drodze. - To małżeństwo wyszło na spacer. A ci dwaj na quadach tego dnia szaleli po wsi - mówią w Kleszczewie. Ale nikt nie ma zarzutów. Czy będzie śledztwo przeciwko policjantom i prokuratorowi?
Kleszczewo koło Giżycka. Po sezonie cisza. Wzdłuż głównej asfaltowej drogi kilkadziesiąt nadzwyczaj zadbanych domów. Sołtys Jan Słota: - Mamy w sumie 196 dusz. Jest też trochę domków letniskowych. Wieś leży nad jeziorem Wojnowo, na uboczu szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Dlatego odwiedzają nas turyści szukający spokoju. Z jednym mamy prawdziwe utrapienie - sołtys Słota prowadzi nas do szutrowej drogi, którą można dojechać do oddalonych o kilka kilometrów Paprotek. - Mówią o niej ''rajdówka'', bo w ubiegłych latach prowadził tędy jeden z odcinków Rajdu Polskiego - pokazuje. Polna, szutrowa droga wije się łagodnie po pagórkach. Ma sześć metrów szerokości.
- W sezonie kierowcy quadów szarżują po niej bez opamiętania - denerwuje się sołtys.
Bez hamowania
Agata i Michał Ch. mieszkający na letnisku w Kleszczewie w niedzielny poranek 19 czerwca wybrali się na spacer z pięciomiesięcznym synkiem w wózku. Szli ''rajdówką''.
Nagle dwa pędzące quady minęły rodzinę, manewrując obok niej tak, że piasek i żwir sypnął do wózka. - Mimo podniesionej budki i parasolki przeciwsłonecznej - opowiada ojciec Agaty Leszek H.
Kobieta coś krzyknęła do kierowców, zamachała. - Chyba pokazała im środkowy palec - mówi ojciec.
Quadowcy - Piotr S. i jego szwagier Marek B. - minęli rodzinę i zaraz zawrócili. Piotr S. pędził pierwszy. 70, może 100 km na godz. - relacje świadków nie są precyzyjne. Agata Ch., widząc, co się dzieje, wyszła dwa kroki w stronę środka jezdni. - Chciała ochronić dziecko - mówi jej ojciec. - A on nie wykonał żadnego manewru, jechał wprost na nią i ją rozjechał - Leszkowi H. łamie się głos.
Na szutrowej drodze nie było śladów hamowania quada.
Prezent na komunię
Pani Małgorzata mieszka w Kleszczewie nad samym jeziorem. - Ryk silników tych quadów czasem słychać nawet po północy. Strach wyjść na drogę, najgorzej w weekend - opowiada. Mieszkańcy Kleszczewa czują się bezsilni. - Strach im coś powiedzieć. A jak jeden człowiek stracił w końcu cierpliwość i walnął takiego w pysk, to później musiał 24 godziny na policyjnym dołku odsiedzieć - opowiada Jan Fedorowicz z tej samej wsi. - Zabroniłem córce wyjeżdżać rowerem na tę drogę. Oni jeżdżą tutaj setką i tylko jedna wielka chmura kurzu za nimi idzie.
W miejscu, gdzie zginęła Agata Ch., stoi krzyż. Czasem ktoś zapali przy nim znicz.
Informacje o wypadku podały media w całym kraju. Policja była lakoniczna: koło Giżycka zginęła 29-letnia turystka z Warszawy potrącona na polnej drodze przez rozpędzonego quada; kierowca - 36-latek z Mikołajek - był trzeźwy i miał uprawnienia do jazdy quadem.
Mł. insp. Marek Kąkolewski z KGP, ekspert od ruchu drogowego, komentował wtedy dla ''Gazety'': - Statystyk o wypadkach z udziałem quadów nie prowadzimy. Wpadają do rubryki: ''inny pojazd mechaniczny''. Ale prawda jest taka, że mamy ich coraz więcej, choćby głośna sprawa wypadku lidera Lady Punk z ubiegłych wakacji. Moda na quady rośnie. Dzieci dostają je w prezencie, np. na pierwszą komunię, bo rodzicom wydaje się, że taki pojazd na trzech czy czterech kołach jest bezpieczniejszy niż rower czy motorower. To iluzje - mówił.
Ponad 39 tys. quadów
Dzieci na quadach - na to głównie zwracano dotąd uwagę. Ale Kąkolewski mówił też o ''rangersach'', czyli dorosłych, którzy ''ulegają złudzeniom, że to bezpieczny pojazd''. W każde wakacje kroniki policyjne pełne są informacji o pijanych kierowcach, którzy nie zapanowali nad quadami.
- Jeździe na quadach towarzyszą szarże, popisy, alkohol. Sprzęt jest coraz lepszy, prędkości coraz wyższe - potwierdza warszawski adwokat mec. Tadeusz Wolfowicz. Specjalizuje się w sprawach wypadków drogowych. Tylko z Mazur - Piszu i Mrągowa - ma już dwie sprawy z quadami, w których ktoś zginął.
Z danych MSWiA wynika, że liczba quadów rośnie lawinowo (od kilku lat, aby jeździć po drogach publicznych, trzeba je rejestrować). 1 stycznia 2009 r. zarejestrowanych było 19 613, u progu tegorocznych wakacji - 30 czerwca 2011 - ponad dwa razy tyle: 39 505 sztuk.
Quadowców dotyczą przepisy o jeździe ''po spożyciu''. Za jazdę po piwku można stracić prawo jazdy. Za wypadek prowadzący quada odpowiada tak jak za wypadek samochodem.
Badania na alkohol nie było
Opowiada ojciec Agaty: - Córka poleciała do rowu. Drugi quad zatrzymał się, a jego kierowca krzyknął: ''spier...my''. Ale quad sprawcy też był w rowie. Zięć podbiegł do niego i błagał, żeby pomógł mu ratować żonę - ciągnie.
W tym momencie do miejsca wypadku dojechał rowerem mężczyzna z pobliskiej wsi. Widział, że Piotr S. dzwoni do kogoś. Ojciec: - Zięć słyszał, jak on mówi: ''Rozjechałem kobietę, sprawdzę to''. Po czym zapytał: ''Czy Agata coś piła?''.
- Córka była na ścisłej diecie, bo dziecko miało alergię, karmiła tylko piersią, nie przychodzi mi do głowy, że mogła wypić - mówi ojciec.
Podejrzewa, że S. naradzał się. Z policją, prawnikiem, znajomym? Nie wiemy. Policja może to sprawdzić po billingach.
Czy Piotr S. rzeczywiście - jak informowała policja - był trzeźwy? Po blisko trzech miesiącach od wypadku okazuje się, że policjanci, którzy przyjechali do Kleszczewa, nie zbadali go alkomatem.
Ojciec Agaty: - Podobno nie mieli alkomatu, bo byli z prewencji. Ale przecież na miejscu były dwie karetki pogotowia. Można mu było od razu pobrać krew do badań.
Badanie wykonano po ponad dwóch godzinach. U kierowca drugiego quada - Marka B. - dopiero po trzech i pół godzinie.
- Badanie trzeźwości przeprowadza się natychmiast. To elementarz! - mówi pełnomocnik rodziny ofiary mec. Krzysztof Stępiński.
Lista zaniechań i zaniedbań, które ojciec Agaty Ch. i jego pełnomocnik wyliczają po trzech miesiącach śledztwa, jest długa.
Ojciec Agaty: - Nie zamierzam niczego ubarwiać czy dramatyzować. Walczę tylko o rzetelne wyjaśnienie tej sprawy.
Mieszkańcy Kleszczewa prowadzą nas pod polny krzyż, w miejsce, gdzie zginęła Agata Ch. Mają swoje zdanie o wypadku. - Ta kobieta szła prawidłową stroną i kierowca musiał ją widzieć z odległości 200 m. To wystarczało, by zmniejszyć prędkość i ich wyminąć. Zwłaszcza że w wózku prowadzili malutkie dziecko - mówi mężczyzna, który był tam tuż po wypadku.
- Jedni mówią, że to ta kobieta wyskoczyła na drogę, inni, że na nią wjechał, bo chciał ją przestraszyć - dodaje pani Ewa. - Pewna jestem jednego: to małżeństwo wyszło tylko na spacer. A ci dwaj tego dnia szaleli po naszej wsi. Ktoś musi w końcu zrobić z nimi porządek.
- W głowie mi się to nie mieści. Przecież to się mogłoby przydarzyć każdemu z nas - dodaje Jan Fedorowicz.
Ludzie z Kleszczewa snują domysły: czy kierowcy quada się upiecze? Bo podobno bogaty. Bo podobno ma jakieś kontakty w policji. - Przecież zwykły człowiek za takie coś już dawno by siedział w areszcie. A jemu nic nie zrobili - słyszymy.
Piotra S. można znaleźć w spisie lokalnych firm, jako współwłaściciela tartaku. Marek B., kierujący drugim quadem, ma firmę transportową. Są szwagrami.
Marek B. protestuje: - Jakie znajomości? To, że prowadzi się jakąś działalność gospodarczą i jest się majętnym, jeszcze nic nie znaczy. To, co zaczyna się teraz dziać wokół tego wypadku, wygląda tak, jakby chciało się od nas wyciągnąć pieniądze.
Jeszcze kogoś zabiją...
Rozmawiamy ze świadkiem, który pierwszy był na miejscu wypadku. Mieszka w sąsiedniej wsi.
- Dojeżdżając rowerem do ''szutrówki'', widziałem te dwa quady. Pędziły tak szybko, że przez chwilę pomyślałem: jeszcze kogoś zabiją - opowiada. - I nagle... Coś takiego widziałem pierwszy raz w życiu. Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Kierowca tłumaczył mi, że kobieta mu wyskoczyła na drogę.
Mężczyzna wspomina, że jego uwagę zwróciły klapki Agaty Ch. Gdy podszedł, leżały tuż przy dziecinnym wózku. - Najwyżej metr od pobocza - mówi. - Ale później zobaczyłem, że leżą w rowie, tam, gdzie ofiara. Nie wiem, kto je tam wrzucił.
Na jednym z klapków jest ślad po kole. Biegli mają go zbadać.
Pani Małgorzata, która na miejscu wypadku zaopiekowała się dzieckiem: - Ci na quadach musieli się temu małżeństwu dać dobrze we znaki, bo żwir znalazłam nawet pod materacykiem w wózku.
Marek B. przedstawia swoją wersję: - Jechałem 30 m za szwagrem, wszystko widziałem jak na dłoni. Ale najpierw trzeba powiedzieć o tym, co działo się przed tym. Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy tych ludzi, zwolniliśmy. Ale ta kobieta wyszła nam na drogę i zrobiła taki gest, jakby chciała czymś rzucić. Pojechaliśmy dalej.
Gazeta: - Ale zaraz zawróciliście.
- Bo postanowiliśmy pojechać do Giżycka, żeby coś zjeść.
Z daleka widać było to małżeństwo...
- Mieliśmy dobrą widoczność. Ale kobieta wyszła na połowę drogi. Ja zatrzymałem się, a szwagier zjechał maksymalnie do lewej, prawie do rowu. Ale ona i tak chciała go zatrzymać. Trzeba być chyba samobójcą, żeby się na coś takiego zdecydować. On uciekał do lewej i nie wiem, czy spanikował i chciał ją ominąć, czy tylko nastraszyć.
Szwagier uderzył wprost w kobietę, pan nie udzielił jej pomocy i uciekł.
- To nie tak. Zatrzymałem się i jako pierwszy zbadałem, czy żyje. Kiedyś byłem strażakiem i niejeden raz wycinałem ludzi z rozbitych aut. Gdy zorientowałem się, że ta kobieta nie daje oznak życia, spanikowałem, wsiadłem na quada i odjechałem. Dlatego negatywnie oceniam swoje zachowanie. Dopiero później, w domu, zdałem sobie z tego sprawę.
Niestaranna policja
Gdy policja z Giżycka przyjechała na ''rajdówkę'', Piotr S. - są świadkowie - posadzony został w radiowozie. Policjanci pozwolili mu dalej rozmawiać przez komórkę.
Policja nie zabezpieczyła wszystkich śladów, co zwłaszcza w sprawie o wypadek ma podstawowe znaczenie. Nie sfotografowała np. śladów manewrów quadami. A w rowie zostały części quada.
- Po trzech dniach znaleźliśmy tam oderwany fragment - osłonę wciągarki - mówi ojciec Agaty Ch.
Nie może zrozumieć, dlaczego Michała Ch., męża Agaty, policja wzięła na przesłuchanie tego samego dnia, w niedzielę. - Był jeszcze w szoku. Pod opieką miał pięciomiesięczne dziecko, ledwo potrafił sklecić parę zdań - wspomina.
Tymczasem Piotra S., kierowcę quada, ani policja, ani dyżurny prokurator nie przesłuchali w dniu wypadku. Mec. Stępiński: - Będąc faktycznie podejrzanym, mógł się do tego przesłuchania przygotować.
Ojciec Agaty Ch.: - Do tej pory nikomu nie postawiono zarzutu. Najważniejsi świadkowie zostali przesłuchani dopiero na nasz wniosek.
Gazeta: - Dlaczego kierowca quada nie ma zarzutu?
Mieczysław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie: - Nie został jeszcze zebrany wystarczający materiał dowodowy. Nie zostali jeszcze powołani biegli z zakresu ruchu drogowego oraz medycyny sądowej.
Dlaczego po trzech miesiącach nie ma biegłych?
- Bo w trakcie śledztwa prokurator otrzymał od pełnomocnika rodziny pokrzywdzonej wnioski o wykonaniu dodatkowych czynności, np. ponownego przesłuchania świadków. Dopiero w drugiej dekadzie sierpnia wpłynął protokół z sekcji zwłok. Materiał dowodowy wciąż jest zbierany - odpowiada Orzechowski.
Mec. Krzysztof Stępiński: - Ta sprawa to jeden wielki skandal, a nawet więcej.
W końcu sierpnia został pełnomocnikiem rodziny. Po analizie akt w piśmie do Andrzeja Tańculi, prokuratora apelacyjnego w Białymstoku, podsumował wszystkie błędy i zaniechania policji.
Policjanci - zdaniem adwokata - dopuścili się przestępstwa niedopełnienia obowiązków. ''Oględziny miejsca wypadku przeprowadzone zostały z naruszeniem zasad staranności i logiki'' - czytamy. Mec. Stępiński zwraca też uwagę na podejrzane zachowania policji: zwłokę w przesłuchaniu Piotra S., jego narady przez telefon, przyjazd na miejsce wypadku osób znanych kierowcy quada, które ''wkrótce po tym pojawiły się w komisariacie w Giżycku''.
Pismo pełnomocnika jest jednocześnie zawiadomieniem o popełnieniu przestępstw przez Marka B., kierującego drugim quadem, oraz prokuratora prowadzącego sprawę.
Markowi B. pełnomocnik rodziny zarzuca nieudzielenie pomocy ofierze wypadku. ''Z jego zeznań, które złożył kilka godzin po wypadku - a został przesłuchany w charakterze świadka! - wynika, że nie wie, dlaczego wsiadł na quada i odjechał'' - czytamy.
Według mecenasa prokurator miał obowiązek wszcząć z urzędu dochodzenie w sprawie o nieudzielenia pomocy.
Prokurator pokazuje akta
Bulwersuje też zachowanie prokuratora. Udostępnił on Piotrowi S. (traktuje go jak świadka) i jego pełnomocnikowi akta sprawy. Prawnika kierowcy dopuścił do przesłuchań innych świadków.
Ekspert od wypadków drogowych, niezwiązany z tą sprawą, mec. Wolfowicz: - Czasem zdarza się, że sprawca słuchany jest jako świadek. Ale udostępnienie akt to absolutnie niespotykane.
Pełnomocnik ojca Agaty Ch. zwraca uwagę, że Piotra S. i Marka B. łączą więzy rodzinne. ''Można więc zakładać, że przekazują sobie informacje ze śledztwa'' - pisze mecenas do prokuratora apelacyjnego. Zwraca się o wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec prok. Doroty Wądołowskiej, która udostępniała akta, a nawet karnego - za przekroczenie uprawnień.
Domaga się zabrania sprawy z Giżycka i przekazania innej prokuraturze. Najlepiej blisko Warszawy, skąd pochodzą pokrzywdzeni. Informuje o sprawie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Prosi o nadzór nad nią.
Mijają kolejne dwa tygodnie.
W ostatni piątek prok. Orzechowski z Olsztyna informuje nas: - Zapadła decyzja o przeniesieniu śledztwa w sprawie tego wypadku do Prokuratury Rejonowej w Ełku. W tej samej prokuraturze prowadzone będzie też odrębne postępowanie. Chodzi o: niedopełnienie obowiązków służbowych przez policjantów, którzy pracowali na miejscu wypadku; przekroczenia uprawnień przez prokuratora prowadzącego tę sprawę; a także nieudzielenie pomocy ofierze wypadku przez Marka B. Giżycka prokuratura już nam wysłała akta, w najbliższych dniach przekażemy je do Ełku.