Masz własną działkę. Na niej kilkaset drzew różnych gatunków i kawałek lasu. Dbasz o to wszystko, pilnujesz przed złodziejami drewna, świątecznych choinek, ludźmi stawiającymi się obok i potrzebującymi darmowego materiału budowlanego i opału itp, itd... Usuwając stare owocówki, sadzisz iglaki albo liściaste.
Orderu za to żadnego nie chcesz, w końcu to twoja działka, fajnie posiedzieć w weekend wśród przyrody, albo wpaść w trakcie męczącego tygodnia.
Na działce, w rejonie przydomowym, rośnie też stara, wielka, piękna, ale niestety popękana i tracąca duże gałęzie topola. Jest pochylona, pień popękany. Grozi zawaleniem na dom twój, albo sąsiada. Składasz więc wniosek o wydanie zezwolenia na usunięcie do gminy. Rysujesz mapkę. Dołączasz zdjęcia. Teoretycznie sprawa powinna pójść szybko i sprawnie, no bo to grożąca zawaleniem stara topola. Niestety rośnie przy spornej w tym okresie granicy. Znaczy się w rzeczywistości rośnie oczywiście w całości na twojej działce, no sprawa ciągle nie jest zakończona. Sąsiad więc musi wyrazić zgodę, no bo drzewo jest przecież w granicy... Wtedy jeszcze robi na złość(potem mu przejdzie), więc rzecz jasna zgody nie wyraża. Sprawa kończy się w SKW, mija rok, w końcu dostajesz zgodę na usunięcie. Cieszysz się, że drzewo w międzyczasie straciło tylko wielką gałąź, która szczęśliwe upadła nie czyniąc nikomu szkód. Czujesz się uczciwym, praworządnym człowiekiem.
Obezwładniające: w Warszawie w 6 lat wycięto aż 150 tys. drzewDane zebrali ekolodzy: w ostatnich sześciu latach w Warszawie wycięto prawie 150 tysięcy drzew. Skąd ta hekatomba? I ile drzew zostało posadzonych na miejsce wyciętych?
Artykuł otwarty
20 klonów. Tyle drzew zostanie wyciętych przy okazji nadbudowy bloku przy ul. Popiełuszki 3. Nadbudowę planuje żoliborska spółdzielnia WSM. Czemu budowa dodatkowej kondygnacji wymaga wykarczowania dorodnych klonów? Bo do dodatkowych mieszkań muszą być przypisane miejsca parkingowe, a do bloku trzeba także wytyczyć drogę przeciwpożarową. Parking i drogę spółdzielnia zaplanowała na miejscu drzew, przekonując, że i tak kończą żywot.
To jedna z setek inwestycji, jakie są planowane w Warszawie. Nie największa i nie najgroźniejsza dla drzew. W Warszawie od lat dorodne drzewa padają pod piłami drwali. Ale skala tej wycinki jeży włosy na głowie. Okazuje się, że w latach 2009-14 wycięto aż 147 tys. drzew!
- To dwa Lasy Bielańskie. Albo 16 parków Łazienkowskich - mówi oszołomiona Joanna Mazgajska, prezes stowarzyszenia Baobab zajmującego się ochroną drzew. To ona wydobyła ze stołecznego ratusza dane o wycinkach.
Czemu wycina się tyle drzew? - To po części pochodna rozwoju miasta - przyznaje wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz. Tłumaczy, że np. pod trasę mostu Północnego wycięto setki okazów.
- Kiedy zobaczyłam, że w małych Włochach tylko w 2010 r. wycięto aż 21 tys. drzew, w pierwszej chwili nie uwierzyłam. Pytałam urzędników, czy to przypadkiem nie jest jakiś błąd. Zapewnili, że dane są poprawne, a drzewa wycięto pod południową obwodnicę Warszawy - mówi Joanna Mazgajska.
Liczba wyciętych drzew w latach 2009-14
Ponad 6,5 tys. drzew wyciął Zarząd Oczyszczania Miasta. To głównie drzewa rosnące przy ulicach. Urzędnicy zawsze zapewniają, że pod topór trafiają drzewa stare i chore, czasami także niebezpieczne - na przykład kilkudziesięcioletnie topole robią się kruche i mogą się łamać przy byle wietrze. Takie wycinki zawsze spotykają się z protestami mieszkańców. Tak było dwa lata temu na ul. Osieckiej na Grochowie. Wyrżnięto tam wszystkie drzewa po obu stronach ulicy. Gdy drwale skończyli prace, ulica wyglądała rozpaczliwie. Urzędnicy posadzili nowe drzewa, ale zanim osiągną rozmiary wyciętych, miną dekady.
Prawie 10 tys. drzew wyciął nad brzegami Wisły Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Tłumaczono to względami bezpieczeństwa, bo rosły w strefie zalewowej. W razie powodzi mogłyby zatrzymywać niesione przez wodę zanieczyszczenia, tworząc tamy.
Więcej wycinają, niż sadzą
Drzewa znikają także dlatego, że miasto się dogęszcza. Na półdzikich zagajnikach wyrastają nowe osiedla i biurowce. Przykładem może być budowa domu przez firmę Robyg na działce w pobliżu skrzyżowania Sowińskiego i Jana Kazimierza na Woli. Czyszcząc teren pod tę inwestycję, firma wykarczowała pod koniec ub.r. 29 drzew. Budziło to protesty mieszkańców, bo kilka lat temu dzielnica planowała urządzić tam park.
Dogęszczanie miasta jest zjawiskiem przynajmniej częściowo pozytywnym. Zwłaszcza w Warszawie, która mając połowę ludności Paryża, zajmuje pięciokrotnie większą powierzchnię. Ale zieleń w mieście jest potrzebna. Przeciwdziała zjawisku tzw. miejskiej wyspy ciepła. Tam gdzie dużo jest betonu i asfaltu, temperatura jest wyższa. Średnia z wieloletnich pomiarów wskazuje, że różnica temperatur pomiędzy centrum Warszawy a jej peryferiami wynosi ok. 2 st. C. Mówimy o średniej, ale w upalne lata różnica sięga nawet kilkunastu stopni. A utrzymujący się nawet nocami upał męczy nas i obniża zdolność do regeneracji. Zwracał na to uwagę na zorganizowanej w Warszawie konferencji prof. Krzysztof Błażejczyk, bioklimatolog z Polskiej Akademii Nauk.
Dlatego na miejsce wycinanych drzew powinny być sadzone nowe. Na przykład Robyg został zobowiązany do posadzenia przy Jana Kazimierza 64 drzew ozdobnych i 880 krzewów. Niestety, codziennością jest, że w zamian za okazałe, kilkudziesięcioletnie drzewo, którego liście mają łączną powierzchnię porównywalną z boiskiem piłkarskim, inwestorzy sadzą cienkie patyki o koronach niewiele większych od piłek plażowych. - Staramy się narzucać w decyzjach gatunek i wiek drzew. Ale inwestorzy często odwołują się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. W Warszawie często wyrokuje ono, że nie mamy prawa stawiać takich wymagań - rozkłada ręce Paweł Lisicki, wicedyrektor miejskiego biura ochrony środowiska.
Z danych, które zebrała Joanna Mazgajska, wyłania się zaskakujący deficyt nowych nasadzeń. - Ratusz wydał decyzje na nasadzenia jedynie ok. 47 tys. drzew, to aż o prawie 100 tys. mniej, niż zostało wyciętych! - alarmuje prezeska Baobabu.
- Drzewa są sadzone nie tylko wtedy, kiedy ratusz nakazuje to inwestorom - uspokaja wicedyrektor Lisicki. Tłumaczy, że czasami inwestorzy zamiast rozliczyć się w naturze za wycięte drzewa, płacą kary. Z tych pieniędzy ratusz finansuje nasadzenia. - Z moich obliczeń wynika, że do 47 tys. drzew posadzonych przez inwestorów trzeba doliczyć ok. 60 tys. drzew posadzonych przez miasto - szacuje.
To wciąż o ok. 40 tys. mniej, niż wycięto w stolicy w ciągu ostatnich sześciu lat.