W moim rodzinnym mieście zaczęli skupować tworzywa (w tym pet, nakrętki, folie..) oraz butelki szklane w cenie od 10 do 20 gr. Za średnio zapakowany bagażnik (który wychodzi ok raz-dwa w miesiącu) foliami i odrobinę szkłem można ojciec dostał 2 zł. Część zakręcanych butelek odbierają sąsiadki na przetwory.
Wcześniej te odpady nosiliśmy ok 100 metrów do odpowiednich (darmowych) pojemników ręcznie, więc też się męczyliśmy, bo odpady nawet po zgnieceniu mają sporą obętość i musieliśmy wykonywać kilka kursów.
Do tego sprzedajemy złom (puszki i kapsle), których (z działalności i domu - 3 mieszkanców) wychodzi ok 80zł/rok - jeden kurs w roku.
Makulaturę odwozimy do szkoły 300m (dzieci dostają za nią 15 gr z przeznaczeniem na słodycze dla klasy + nagrody, a wolnorynkowa cena wynosi 10gr). Kompostujemy odpady organiczne.
Do punktów skupu, z których korzystamy mamy ok 1 km, a wywóz tworzyw przeprowadzamy przy okazji, nie nadrabiając kilometrów.
Pierwsza wyłoniona po reformie w przetargu firma się zmyła. Wróciło miejskie przedsiębiorstwo oczyszczania.
Najciekawsze jest jednak to, że po reformie za wywóz śmieci obniżyliśmy rachunek (po negocjacjach w urzędzie) z ~75zł miesięcznie do 11zł.
Wraz z dochodem ze sprzedaży daje to ok 900 zł zysku rocznie. Sympatycznie