Grozi nam drugi Neapol?Zamiast użyć powtórnie - lepiej zostawić w lesie. Zamiast segregować - lepiej wrzucić do jednego worka. Takie opinie podziela wielu Polaków. W efekcie być może będziemy płacić ogromne kary finansowe wobec Unii Europejskiej i brodzić po kolana w śmieciach.Neapol - to piękne niegdyś włoskie miasto niedawno zamieniło się w królestwo śmieci. Nieprzebrane stosy odpadków zalegają tu na ulicach od tygodni. Na wszystkich okolicznych wysypiskach zabrakło już miejsca. Na terenie miasta leży już 10 tys. ton śmieci, a co godzinę przybywa kolejne 50 ton. Sytuacja jest na tyle poważna, że inspektorzy Unii Europejskiej zagrozili wstrzymaniem wypłaty funduszy europejskich dopóki władze nie rozwiążą problemu.
Włosi najwyraźniej nie uczą się na własnych błędach. Dwa lata temu przechodzili już przez niemal identyczną sytuację. Od tamtej pory nic się nie zmieniło - śmieci jest za dużo i wciąż nie ma planu selektywnej zbiórki i unieszkodliwiania odpadów.
Niestety, Polacy także nie mają powodów do dumy. Każdy mieszkaniec naszego kraju wytwarza w ciągu roku 300 kg śmieci, co w skali kraju daje rocznie ok. 12 mln ton odpadów. Problemem jest niski poziom selektywnej zbiórki odpadów. W statystycznej gminie wynosi od 2 do 5%. Porównanie z krajami takimi jak Szwecja czy Niemcy jest druzgocące - tam poziom recyklingu śmieci to ponad 90%. Jako kraj członkowski Unii musimy zrealizować określony przepisami poziom odzysku odpadów - 60% do 2015 r. Poziom recyklingu powinien osiągnąć co najmniej 55%. Jeśli nie spełnimy unijnych norm, będziemy płacić ogromne kary. Nie mówiąc już o tym, że możemy stać się drugim Neapolem.
Dlaczego Polacy stawiają taki opór wobec segregacji? Jednym z najważniejszych powodów jest tzw. syndrom jednej śmieciarki. Wielu osobom wydaje się, że skoro posegregowane śmieci są zabierane przez jedną śmieciarkę, musi to oznaczać, że ich segregowanie nie ma sensu.
- Proszę mi wierzyć, te kontenery są podzielone i szkło trafia do jednej przegrody, a plastik do drugiej. W najgorszym przypadku, jeżeli nawet tak się nie odbywa, to trafi to powtórnie do segregacji - mówił podczas debaty Forum Odpowiedzialnego Biznesu Piotr Szajrych, prezes organizacji odzysku Recopol, cytowany przez portal ekologia.pl.
Z ankiety przeprowadzonej przez członków stowarzyszenia Zielone Mazowsze wynika, że najważniejsze przyczyny niskiego poziomu recyklingu w Warszawie to m.in. zbyt mała liczba pojemników do segregacji, ich niepełny zestaw, zbyt rzadkie ich opróżnianie, ograniczony zakres surowcowy (szczególnie brakuje pojemników na metal i kompost) i braki w świadomości ekologicznej mieszkańców.
Węgrzy nas zawstydzają - Powinniśmy upowszechniać i rozszerzać metody recyklingu. Np. w Niemczech funkcjonują już w większości sklepów automaty przyjmujące butelki - szklane i plastikowe - skrzynki po nich, a nawet puszki aluminiowe. Niedawno zrobiłem celowo mały eksperyment. Puszką po piwie kupionym w lipcu na Rugii nakarmiłem w listopadzie automat w sklepie tej samej sieci w Westfalii. Wydrukował mi kuponik na 0,25 euro, który bez problemu zamieniłem w kasie na gotówkę. Bodźce finansowe są konieczne - podkreśla Marcin Jackowski z Zielonego Mazowsza, współautor ankiety.
- Podobne automaty wprowadza się już nawet na Węgrzech. W sklepach stoją automaty z oddzielnymi otworami na zużyte baterie, płyty CD, żarówki itp. Już bez zwrotu kaucji, ale jednak godne polecenia - dodaje.
Konrad Dybek, ekolog związany z Zielonym Mazowszem, podkreśla, że kluczowe dla rozwiązania problemu nadmiaru śmieci w Polsce jest wprowadzanie na szeroką skalę programów segregacji odpadów.
- Rząd i podległe im placówki badawcze powinny wdrażać technologie, by te oddzielone odpady można było przerobić i sprzedać. Konieczne jest np. znakowanie tworzyw sztucznych, zachęcanie do przydomowego kompostowania odpadków kuchennych, budowa sortowni itp. Przede wszystkim powinniśmy tłumaczyć wszystkim, dlaczego recykling jest ważny, że każdy człowiek ma swój udział w rozwiązaniu tego problemu - tłumaczy.
Polską specyfiką jest nie tylko niechęć do segregowania, ale też zamiłowanie do wyrzucania śmieci do lasu czy też palenia ich w piecach - w obu przypadkach jest to trucie środowiska, ludzi i zwierząt. Szczególnie chętnie robią to właściciele domów jednorodzinnych, chcąc zaoszczędzić na wywozie. Niestety, kary są w tym przypadku mało skuteczne, bo trudno przyłapać na gorącym uczynku kogoś, kto w ciemną noc po cichu wyrzuca śmieci do lasu i błyskawicznie odjeżdża.
Być może rozwiązaniem śmieciowego problemu okażą się przyjęte niedawno przez rząd założenia do nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Zgodnie z nimi, gminy przejmą własność nad odpadami i będą pobierały od właścicieli nieruchomości opłatę za gospodarowanie nimi. Uwzględni ona koszty odbioru, transportu, zbierania, odzysku i recyklingu odpadów. Gminy na podstawie przetargu będą wyłaniać firmy, które odbiorą odpady od właścicieli. Samorządy gmin stworzą regiony gospodarki odpadami komunalnymi i będą zobowiązane do budowy i utrzymania instalacji. Gminy, przedsiębiorcy odbierający odpady i marszałkowie województw będą składali sprawozdania z wykonywania swoich obowiązków.
Czy to dobry pomysł? Według rządu, nowe przepisy umożliwią uszczelnienie systemu gospodarowania odpadami komunalnymi oraz zapewnią ich selektywne zbieranie u źródła. W rezultacie mniej śmieci będzie lądować na wysypiskach. Zwiększy się liczba nowoczesnych instalacji do odzysku, w tym recyklingu oraz unieszkodliwiania odpadów, a Polska osiągnie (nareszcie) wymagane przez Unię Europejską poziomy odzysku i recyklingu odpadów komunalnych. Nowe regulacje pozwolą również zlikwidować problem nielegalnego pozbywania się śmieci. Jeśli Sejm i Senat przyjmą nowelizację, zmiany wejdą w życie już na początku 2011 r.
Jednak w ocenie Konrada Dybka, to nie wystarczy, żeby śmieciowy problem zniknął.
- Zasada "zanieczyszczający płaci" w odniesieniu do odpadów oznacza, że właściciel posesji powinien ponosić koszty ich wywozu. Czy będzie to gmina czy firma prywatna - ma to mniejsze znaczenie. Gdy nagle opróżnianie kubłów będzie świadczone bezpłatnie przez gminę, nie będzie żadnej motywacji do zmniejszenia ilości śmieci. Oszczędności powinny wynikać z możliwości segregacji śmieci i oddawania ich gminie za darmo oraz świadomych zakupów - wielorazowe torby, produkty mniej opakowane to podstawa - mówi Dybek.
Pierwsze efekty nadmiaru śmieci już są. Od 1 stycznia 2011 r. najstarsze wysypisko w Łubnej pod Warszawą przestanie przyjmować śmieci. W związku z tym podrożeje wywóz odpadów na inne składowiska. Sama Warszawa produkuje 600-700 tys. ton śmieci rocznie, więc tego typu problemy mogą pojawiać się coraz częściej.
- Programy selektywnej zbiórki istnieją w szczątkowej formie, nie są nagłaśnianie, a od czasu do czasu wybucha afera, że odpady z pojemników są mieszane do jednej śmieciarki albo wywożone na zwykłe wysypisko, "bo nie ma co z tym zrobić". Chyba śmieciarze za rzadko strajkują, a temat śmieci nie doczekał się zainteresowania Edyty Górniak lub jakiejś słynnej aktorki - sumuje Dybek.
Martyna Mroczek
cyt za
http://podatki.onet.pl/,0,3796395,drukuj