Ratnik napisał(a):
Ale czy Kuzio mówi nieprawdę? Jak obalić jego argumenty?
1) Warto mówić że należy bardziej dbać o mieszkańców danego rejonu niż o ludzi przejeżdżających tranzytem. Czasami łatwiej jest pojechać samochodem do następnej dzielnicy, niż przejść przez ruchliwą ulicę. Chyba nie tak to powinno wyglądać. A nieprzyjazne miasta powodują ucieczkę mieszkańców do gmin podmiejskich i więcej problemów (komunikacyjnych, innych infrastrukturalnych i finansowych).
2) Można porównywać sytuację pieszych i zmotoryzowanych. To że często legalne i umożliwiane jest przejechanie samochodu z jednej strony ulicy na drugą (czy też zawrócenie), ale przechodzenie jest już zakazane. To że kierowcy mają warunkową zieloną strzałkę, a piesi nie mogę przechodzić na czerwonym. To że samochody jeżdżą po chodnikach i je zastawiają, a pieszy nie ma prawa wchodzić na jezdnie (z małymi wyjątkami).
3) Często pokazuje kto jest typowym pieszym-ofiarą, a kto kierowcą-sprawcą.
Okazuje się że piesi to głównie osoby po 50-tce, zwłaszcza kobiety, czyli ludzie starsi i mniej sprawni. Osób w wieku zaawansowanym (w tym mężczyzn) byłoby więcej, ale nie pozwala na to struktura społeczeństwa (więcej jest osób koło 50-tki, a im starsza grupa tym mniej liczna, do tego nadreprezentacja kobiet wśród starszych). Giną osoby odpowiedzialne, matki, ojcowie, dziadkowie, tyle że nie dość sprawne by móc przejść w małych przerwach między falami samochodów, by zdążyć na zielonym, czy by po prostu uskoczyć przed pędzącym samochodem. Zresztą starsi (tak samo jak i dzieci) mają czasem trudniej ocenić kiedy jest bezpiecznie. Poza tym czekanie na czerwonym (czy na odpowiedni moment) też jest dla osób starszych wysiłkiem. W końcu takipieszy przechodzi w najdogodniejszym momencie, ale przy naszych kierowcach których zaskakuje to że ktoś wchodzi na przejście dla pieszych może się to skończyć tragicznie. Poza tym przejść u nas mało, a dla starszej osoby nadłożenie drogi to też wysiłek. Nie raz widziałem osoby starsze przechodzące w tzw. miejscach niedozwolonych bo tak było wygodniej (choć niekoniecznie bezpiecznie).
Tymczasem kierowcy to zazwyczaj młodzi mężczyźni, choć mimo że brawura może powoli znika z wiekiem, to niestety zupełny brak wyczulenia na pieszych jest od wieku niezależny. Tak wychowują nas na kursach i egzaminach na prawo jazdy, tak wychowuje nas prawo i tak wychowuje nas policja, a dodatkowo polska infrastruktura tu nie pomaga.
4) Niezmiennie porównuje nas do zachodu. Nie dlatego że wszystko powinniśmy przyjmować bezkrytycznie z otwartymi rękami (choć mało jest takich aspektów z których bym się nie cieszył), ale dlatego że ich rozwiązania prawne i infrastrukturalne się sprawdziły - nie tyko jest tam wygodniej i przyjemniej, ale przede wszystkim bezpiecznie. Wielu Polaków głosuje za takimi rozwiązaniami - choć na razie głównie nogami.
5) Na koniec warto zauważyć że korzyści dla zmotoryzowanych są często złudne.
Szybkie trasy, wbrew pozorom (a często wbrew nazwie) są bardzo kolizjo- i wypadkogenne, nie da się z nich skręcić w każdą ulicę (zwłaszcza w lewo), czy zawrócić. Skrzyżowania, czy przejścia dla pieszych muszą być chronione sygnalizacją świetlną. Nie ma wzdłuż nich parkingów, a jak są to parkowanie przy ulicy na której samochody pędzą ponad 50km/h też jest mniej bezpieczne.
O wiele przyjemniej jeździ się samochodem tam, gdzie zamiast miejskich wielopasmówek są normalne ulice z jednym pasem w każdą stronę, gdzie bez problemu można skręcić, czy zaparkować po którejkolwiek stronie jezdni (tak, tak, parkowanie w jezdni oszczędza zawieszenie samochodu). Skrzyżowania (najlepiej małe ronda) i przejścia dla pieszych nie muszą być kontrolowane przez sygnalizacje świetlne, dzięki czemu ruch jest płynniejszy.
To z punktu widzenia kierowcy, ale takie rozwiązania są też estetyczniejsze, oraz bezpieczniejsze i wygodniejsze dla... pieszych i rowerzystów (by nie pisać niezmotoryzowanych).
axxenfall napisał(a):
Może problemem w Warszawie jest używanie niedostatecznie wyrazistych sformułowań w walce o prawa pieszych. Happening w Poznaniu sprzed pół roku przyniósł ostatecznie efekty:
Efekty dała zmiana na stanowisku prezydenta miasta (do której takie happeningi oczywiście też się przyłożyły).
Bardzo kibicuję Jaśkowiakowi i Poznaniowi, nie tylko dlatego że to moje miasto, ale także żeby był przykładem że i w Polsce może być europejsko.