To chyba najlepsze miejsce, żeby się włączyć w dyskusję między Adamem Marcinkiewiczem a Marcinem Jackowskim.
AM pisze:
Cytuj:
Przyjmijmy przeciętną ulicę w mieście klasy D, L lub Z. Skrzyżowania rozmieszczone przeciętnie co 150-400m. Kilkanaście pojazdów jadących za autobusem, który nie zjeżdża do zatoki tylko zatrzymuje się na pasie ruchu. Przystanek autobusowy znajduje się za skrzyżowaniem dla zapewnienia bezpieczeństwa pieszych których wygoda jest celem nadrzędnym Pana Jackowskiego. Przeciętny czas zatrzymania autobusu to 40 – 90sekund (1,5 minuty).
Pomińmy wizję przeciętnej ulicy klasy D z linią autobusową. Wyobraźmy sobie autobusy jeżdżące po mieście w ten sposób: autobus rusza, przejeżdża przeciętnie 150-400m, czyli średnio 275 m, po czym staje na 40-90 sekund, czyli średnio 65 sekund. Po drodze jeszcze ewentualnie staje na światłach. Chyba bym wyprzedził go na piechotę. Panie Adamie, jechał Pan kiedyś autobusem w mieście? A może przynajmniej Pan taki pojazd oglądał?
Dlaczego przystanek bez zatoki na ulicy o przekroju 2x1 miałby dla bezpieczeństwa pieszych znajdować się za skrzyżowaniem? Skoro autobus w pełni blokuje ten pas ruchu (z czego wynika, że wyprzedzenie go nie jest możliwe, np. wskutek fizycznego oddzielenia pasów ruchu), to stojąc tuż przed skrzyżowaniem doskonale podnosi bezpieczeństwo pieszych na przejściu.
Czy nie dało się zamiast fikcyjnej wizji opisać choćby jednego przypadku jej zaistnienia? Przecież w Warszawie nie brak przystanków bez zatok, przykładów powinny być dziesiątki. A każdy z nich może rzekomo "zablokować całe dzielnice na kilka godzin"!
Jeden przykład jest, tylko nie wiadomo na co i znów miesza podstawowe fakty:
Cytuj:
Zatrzymanie autobusu przy samym przejściu dla pieszych ogranicza widoczność kierującym pojazdami, a przy znacznym ruchu pieszych i rotacji pasażerów na przystanku może powodować wtargnięcia na jezdnię niechronionych uczestników ruchu i niebezpieczne zderzanie się pieszych spieszących do autobusu i opuszczających przystanek. Takie zjawisko przecinania i mieszania się potoków ruchu pieszych gdy zatoka autobusowa zaczyna się tuż przy przejściu dla pieszych można zaobserwować na przystanku tramwajowo – autobusowym przy tunelu na trasie W-Z w Warszawie. Sytuację w tym miejscu ratuje fakt okresowego zamknięcia przejazdu przez most oraz minimalna prędkość wszystkich pojazdów poruszających się w tym miejscu. Konia z rzędem temu, kto przy normalnym ruchu dałby radę udowodnić, że to rozwiązanie jest bezpieczne. Ciekawym jest również fakt, że w tym miejscu bezwzględną przewagę nad pojazdami ma ruch pieszy i komunikacja zbiorowa. Czyli rozwiązanie jakie preferuje Pan Marcin Jackowski. Warto przyjrzeć się skutkom takich proporcji w korzystaniu z pasa drogowego. W popołudniowych godzinach szczytu, mimo minimalnego ruchu pojazdów indywidualnych ze względu na zamknięty przejazd mostem korek sięga Placu Bankowego (odległość 950m) i radykalnie oddziałuje na przejazd przez Plac Bankowy na większości relacji w tym innych pojazdów komunikacji zbiorowej.
Przyjrzyjmy się tym wywodom: umieszczenie przystanku blisko przejścia powoduje potworne niebezpieczeństwo zderzeń czołowych między pieszymi. Czy policja odnotowała tu takie przypadki? Chyba nie. Na szczęście sytuację ratuje zamknięcie mostu. Dzięki temu piesi jednak nie wpadają na siebie. Ale teraz przecież ruch jest już otwarty, tak samo było zresztą latami wcześniej, a piesi jak nie wpadali na siebie, tak nie wpadają. Wredni ci piesi. Mało tego: przez to, że wraz ze zbiórkomem mają tu bezwzględną przewagę, blokują niemal kilometr drogi. Ruch jest tam minimalny, prawie go nie ma - "minimalna" jest też "prędkość wszystkich pojazdów poruszających się w tym miejscu" - a i tak się korkuje. Jak on to robi? W dodatku ów minimalny ruch omija w ogóle to przejście - rozważamy wciąż sytuację z czasu zamknięcia mostu - i kieruje się ul. Źródłową w kierunku Wisłostrady. Czyli przejście tuż przy przystanku jest tak niebezpieczne, że blokuje ruch na odległość, na sąsiedniej ulicy. Strach się bać.
A nieco poważniej: korek sięgał co najmniej do Pl. Bankowego, ale nie od przejścia dla pieszych przez Al. Solidarności, które było poza trasą, tylko od sygnalizacji na skrzyżowaniu z Wisłostradą. Teoretycznie blokować go mogło jedynie przejście przez ul. Źródłową - tyle, że tego nie robiło. I rzeczywiście było niebezpieczne, ale nie z powodu bliskości przystanku, bo na tej ulicy żadnego przystanku nie ma, ale z powodu szybkiego i intensywnego ruchu. Znacznie bezpieczniejsze były i są tam przejścia przez Al. Solidarności - właśnie dzięki temu, że przystanek jest tuż obok i można przejść "w cieniu" autobusu. A Pl. Bankowy był i jest zakorkowany we wszystkich kierunkach, otwarcie mostu i zniesienie przewagi ruchu pieszego i komunikacji zbiorowej nie pomogło tu, lecz raczej zaszkodziło.
Z korkami wiąże się jeszcze jeden skutek funkcjonowania zatoki. Jeśli ruch odbywa się płynnie, autobus traci na niej tylko kilka sekund. Jeżeli natomiast jest korek, to wjazd w zatokę powoduje przesunięcie się autobus o kilka - kilkanaście miejsc do tyłu w tymże korku, co oznacza w praktyce stratę często ponad minuty. A to należy pomnożyć przez liczbę przystanków na zakorkowanej ulicy, przez liczbę kursów na niej w godzinach szczytu i przez przeciętną liczbę pasażerów w każdym z nich. Czyli np. jedna zatoka na przystanku Pl. Krasińskich 01, na której każdego ranka w dzień powszedni między 7.00 a 9.00 staje ponad 50 autobusów z przeszło 50 pasażerami każdy powoduje, że te kilka tysięcy osób stoi około minuty dłużej w korku na ul. Miodowej, czyli łączne straty czasu wynoszą dziesiątki godzin. Z powodu jednej zatoki jednego poranka.
Inżynieria ruchu to dziedzina empiryczna, nie spekulatywna. Wiedza płynie z obserwacji rzeczywistości i jej precyzyjnej analizy, a nie snucia wizji. Jeśli ktoś chce wykazać, że na dwupasmowej jezdni przystanek bez zatoki powoduje więcej kolizji niż ten z zatoką, powinien powołać się na konkretne dane. Z pewnością mogę powiedzieć tyle, że również sytuacja ruszania przez autobus z zatoki niesie ryzyko wypadku. Jedna z niewielu stłuczek, jaką miałem jako kierowca, wyglądała właśnie w ten sposób: ja ustąpiłem pierwszeństwa autobusowi ruszającymi z zatoki, a kierowcę jadącego za mną tak to zdumiało, że wjechał we mnie.