http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... gika_.htmlJarosław Osowski napisał(a):
Podnieśli ceny biletów, teraz tną trasy. Gdzie logika?
02.01.2013 , aktualizacja: 01.01.2013 18:34 A A A Drukuj
Od Nowego Roku za komunikację płacimy o 10-30 procent więcej, mimo to ratusz zapowiada jej zwijanie z powodu oszczędności. Czas, by urzędnicy zaczęli je od siebie. Skończcie z rozrośniętym systemem przywilejów i nieefektywnym zarządzaniem.
Podwyżki cen biletów stają się coraz bardziej dotkliwe dla pasażerów, a przed nami cięcia w rozkładach jazdy. Brakuje 190 mln zł, więc ratusz myśli o rezygnacji z nocnych kursów metra, wypowiedziano też umowę o wspólnym bilecie wszystkim podwarszawskim gminom.
To już druga podwyżka w ciągu niespełna półtora roku, ale wcale nie ostatnia. Kolejna, na podobnym poziomie, którą z wyprzedzeniem zatwierdziła Rada Warszawy, czeka nas od 1 stycznia 2014 r. Był to wielki błąd rządzącej stolicą ekipy Platformy Obywatelskiej, który konsekwentnie wytykamy w "Gazecie". Skala ustalonych na zapas podwyżek ma się nijak do słabnącej z każdym miesiącem inflacji (obecna rok do roku wynosi niespełna trzy procent). Tanieją też paliwa. Fatalna decyzja radnych Platformy Obywatelskiej uderzyła w mieszkańców całej aglomeracji (pod Warszawą bilety drożeją najbardziej), za to dla urzędników Zarządu Transportu Miejskiego była przyzwoleniem, by bez opamiętania pompowali koszty. W 2010 r. utrzymanie komunikacji z budżetu Warszawy poszło 1,690 mld zł, w 2012 r. - już 2,310 mld zł. To aż 36-procentowy wzrost w ciągu zaledwie dwóch lat! I nie wszystko da się wytłumaczyć poszerzaniem oferty dla pasażerów, czyli uruchamianiem nowych linii, kupowaniem pociągów dla Szybkiej Kolei Miejskiej czy autobusów wyposażonych w zbędne monitory i wyświetlacze.
Pompowanie kosztów
Na łamach "Gazety" wytykał to w grudniu dr Michał Wolański z Katedry Transportu SGH.Odpowiedź szefa ZTM Leszka Ruty była tyleż obszerna, co w wielu punktach zdawkowa. Tak odniósł się na przykład do zarzutu, że Warszawa sukcesywnie przestaje zlecać kursowanie autobusów tańszym przewoźnikom prywatnym. Nagle ZTM stwierdził, że ich solidność pozostawia wiele do życzenia. Dlatego stawia na Miejskie Zakłady Autobusowe, którym - jak zauważył dr Wolański - płaci więcej, niezależnie od tego, czy na trasę wyjeżdża długi przegubowiec, czy krótki solaris. "Czy w tym przypadku interesy reprezentowane przez członka rady nadzorczej MZA Leszka Rutę nie przysłaniają oczu dyrektorowi ZTM Leszkowi Rucie?" - zauważa Wojciech Szymalski z Zielonego Mazowsza w stanowisku, które stowarzyszenie przysłało do "Gazety". Jak to możliwe, by ta sama osoba pełniła takie funkcje?
Zieloni dopatrzyli się też, jak ogromne są koszty Szybkiej Kolei Miejskiej. Za kilometr przejechany przez pociąg tej spółki ZTM płaci 100 zł, podczas gdy Koleje Mazowieckie cenią się na 40 zł od kilometra. Wiemy już więc, ile kosztuje nas utrzymywanie kompletnie pustych składów, które mniej więcej co kwadrans dojeżdżają do otwartej w zeszłym roku stacji na Lotnisku Chopina. ZTM zaklina jednak rzeczywistość, zachwalając, że na poprzednim przystanku Warszawa Służewiec przez cały dzień wysiadają już (!) 1404 osoby. Czyli tyle, ile zmieściłoby się w dwóch 900-osobowych pociągach.
To przyczynek do dyskusji o inwestycjach, na które ZTM nie żałuje naszych pieniędzy. Urzędnicy chwalili się przez ostatnie lata otwieraniem kolejnych garaży przesiadkowych "Parkuj i Jedź". Długo pisaliśmy o nich zbyt bezkrytycznie, traktując je jako sprawdzoną metodę na zatrzymanie samochodów przed wjazdem do zakorkowanego centrum. W wydaniu warszawskim garaże te okazały się jednak wyjątkowo drogą imprezą, zwłaszcza że między innymi te na Okęciu i os. Niedźwiadek stoją w dużej części puste. Zielone Mazowsze oblicza, że w 2013 r. utrzymanie nieco ponad 3 tys. miejsc parkingowych będzie nas kosztować aż 12 mln zł. Do jednego miejsca miasto dopłaci więc 300 zł miesięcznie. Dlaczego tak dużo? Bo horrendalne są koszty eksploatacji parkingów. Niepotrzebnie wyposażono je w toalety i zatrudniono do ich obsługi armię ludzi (zamiast dozorców, którzy siedzą i pilnują dzień i noc, wystarczyłyby kamery).
Rozbuchane przywileje
Nie do przyjęcia jest dalsze utrzymywanie na obecnych zasadach rozrośniętych ponad miarę przywilejów dla pracowników transportu miejskiego. Tak zwane bilety wolnej jazdy w normalnych warunkach przysługiwałyby jedynie kierowcom autobusów, motorniczym oraz maszynistom metra i SKM - tym, którzy nas wożą. Reszta, czyli siedzący za biurkami urzędnicy ZTM, MZA, Tramwajów Warszawskich i innych spółek, a także bliższe i dalsze rodziny wszystkich zatrudnionych w komunikacji powinni kupować bilety na normalnych zasadach.
Błędem było też obniżanie bez umiaru - co wywalczyli radni Sojuszu Lewicy Demokratycznej - wieku uprawniającego do jazdy niemal za darmo. Czemu mają służyć bilety seniora za 50 zł przyznawane wszystkim, którzy skończyli 65 lat, niezależnie od wysokości ich emerytury? Kiedyś komunikacja była bezpłatna dla pasażerów powyżej 75 lat, dziś za darmo jeżdżą już 70-latkowie. Uważam, że takie wsparcie bardziej ulżyłoby młodym rodzicom. Dla wielu pasażerów podwyżki byłyby też mniej dotkliwe, gdyby radni nie zlikwidowali popularnych biletów miesięcznych i kwartalnych na jedną linię - nie każdy porusza się po całym mieście.
Ratujcie wspólny bilet
Do góry nogami należałoby przewrócić właściwie wszystkie zasady, na których opiera się dziś dotowanie biletów. ZTM wystawia za to podwarszawskim gminom coraz bardziej słone rachunki. Czy nie są to jednak kwoty brane z sufitu? Bilet na przejazd 4,5 kilometra linią podmiejską z rynku w Starych Babicach do pętli na Górczewskiej w Warszawie kosztuje 7 zł. Kolejne 19 kilometrów na Sadybę autobusem 189 pokonamy za 4,4 zł. To oczywisty absurd. Jeśli utrzymanie SKM czy metra (zwłaszcza nocą) wychodzi tak drogo, to może w tych środkach transportu należałoby rozważyć osobną taryfę? Kiedyś warszawiacy płacili więcej na przykład za linie pospieszne czy nocne.
Finansowanie obecnego systemu biletowego jest nieprzejrzyste i dla pasażerów, i dla samorządów. Nie może być tak, że zasady, które wprowadził ZTM, są poza wszelką kontrolą i dyskusją. Wypracowanie zadowalającego wszystkich modelu rozliczeń w stawianej za wzór aglomeracji berlińskiej i Brandenburgii zajęło dziesiątkom miast, gmin i powiatów kilka lat. Teraz system biletowy działa tam doskonale i obejmuje nawet linie kolejowe, które przekraczają granice z Polską.
Jeśli wspólny bilet na komunikację i kolej w Warszawie i w okolicy ma nie zniknąć po 31 marca, nasi politycy powinni się wziąć ostro do roboty. Co z ustawą metropolitalną, którą Platforma Obywatelska obiecuje przed każdymi wyborami? Jak to możliwe, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jest wiceszefową PO, i przewodniczący tej partii Donald Tusk, poseł ze stolicy, zupełnie odpuścili ten temat? Dla setek tysięcy osób, które codziennie dojeżdżają do pracy czy szkoły i nie wiedzą, jak to będzie zorganizowane od 1 kwietnia, nie ma dziś ważniejszej sprawy do załatwienia.