Phinek napisał(a):
ajarmoniuk napisał(a):
...
Nie jestem tu starym wygą, wypowiadam się nieczęsto, więc możecie mnie zignorować (zwłaszcza że nie wiem, czy nie jestem jedyny, którego to jakoś uwiera)...
Popieram ... Polityka polityką, ale może chociaż TU starajmy się nie wnikać w to kto za którą partią stoi... może czas po prostu merytorycznie opisywać kto wykazuje się profesjonalizmem i znajomością tematu a kto ma wyłącznie synekurkę.
Czując się wywołanym do tablicy uroczyście obiecuję (nie takie rzeczy obiecywałem

), że postaram się powstrzymywać, choć nóż otwierający się w kieszeni będzie przeszkadzał. Do wniosku o merytoryczne określanie profesjonalizmu podpisuję się dwiema łapkami. A zatem:
ArtykułPogrubienia moje. Tekst dość osobisty i można mu zarzucić nieobiektywizm, więc można by nie mieć zaufania do tego co mówi. Jeżeli gdzieś mija się z prawdą to proszę o komentarz. Skłaniam się, że ocena sytuacji jest "poprawna".
Cytuj:
W zarządach kolejowych spółek żadna z osób, która jeszcze w 2009 r. była odpowiedzialna za rozkład jazdy, dzisiaj już nie pracuje. Minister Grabarczyk naprawdę znalazł patent na anarchię". Z Jerzym Polaczkiem, byłym ministrem transportu, rozmawia Rafał Kotomski.
Jak długo jeszcze, podróżując PKP, będziemy czuli się jak pariasi?
To rzeczywiście jakiś model indyjski. Realizowany zimą w Europie Środkowej, na początku XXI wieku.
Nie znam kolei w Indiach, ale coś mi się wydaje, że chyba je obrażamy.
Poruszamy się w sferze chaosu, jakiego jeszcze nigdy w tak krótkim czasie i w takiej skali na polskich kolejach nie było. A przecież jako państwo nie jesteśmy w stanie wojny, nie wystąpiły gwałtowne klęski żywiołowe, które taki stan mogłyby usprawiedliwić. Tymczasem rozkład jazdy, układany przez kolejarzy w różnych państwach europejskich od stu lat, nie udał się w 2010 r., wiele lat po wojnie, właśnie w Polsce. Elementarz kolejowy dla PKP okazał się wielkim problemem.
Wygląda na to, że groźniejsze od klęsk żywiołowych są działania ekipy ministra Grabarczyka. Jak w ogóle możliwe było doprowadzenie do bałaganu, który utrudnia życie setkom tysięcy Polaków?
Po raz pierwszy w Polsce sprzedawano bilety na nieistniejące pociągi i komunikowano pasażerom o odjazdach pociągów z nieistniejących peronów. W dodatku pociągi TLK czy Intercity jeżdżą nie w pełnych składach – bez wszystkich wagonów – albo z takimi, w których miejsc jest mniej niż wcześniej sprzedanych miejscówek. Trzeba wyraźnie określić odpowiedzialność za ten ogromny bałagan – polityczną i profesjonalną. W zarządzie PKP Intercity mamy cztery osoby, w tym Brytyjczyka. Nie ma tam nikogo zajmującego się kwestiami eksploatacyjnymi, decydującego o przetargach na naprawy rewizyjne, pilnującego terminów tych rozstrzygnięć. Nowi ludzie, którzy przyszli do oddziałów, nie spełniają elementarnych wymogów fachowości.
W tej sytuacji trudno, by pasażer polskich kolei mógł czuć się bezpiecznie. Jak rozumiem, odbywa się coś w rodzaju operacji na żywym organizmie, w dodatku dokonywanej przez kiepskich specjalistów.
Jeśli precyzyjnie zadamy pytanie: skąd bierze się chaos na polskich dworcach kolejowych, to można wręcz palcem wskazać to miejsce. Myślę o spółce TK Telekom (dawniej Telekomunikacja Kolejowa), którą zarządza Andrzej Panasiuk, jeden z najbliższych współpracowników ministra Grabarczyka. W obecnej kadencji zdążył już być wiceministrem infrastruktury, członkiem zarządu PKP SA. Teraz odpowiada za spółkę telekomunikacyjną. Przypadkiem rozmawiałem ze zrozpaczonym pracownikiem, który wyznał mi, że jego szef (z wykształcenia historyk) o telekomunikacji ma wiedzę na poziomie obsługi prostszych telefonów komórkowych.
Dlaczego właśnie ta spółka ma takie znaczenie dla całej sytuacji?
Bo administruje całym systemem informacyjnym na polskich peronach i dworcach. Po miesiącu od wprowadzenia nowego rozkładu jazdy 90 proc. pasażerów wciąż koczuje w halach największych dworców i czeka na wyświetlenie prawdziwej informacji o odjeździe pociągu. Takie informacje wyświetlają się dopiero na 5 minut przed odjazdem – w Krakowie, Poznaniu czy Warszawie. Nigdy wcześniej coś podobnego nie miało miejsca. W dodatku w spółce TK Telekom „wysadzony w powietrze” został program pilotażowy, na który umowę podpisywałem jeszcze jako minister transportu. Na jego bazie miał być wprowadzony kompleksowy system informacji i doradztwa w planowaniu podróży, dający pasażerowi dostęp w internecie do usługi lokalizacji pociągu, informację on line o utrudnieniach, a także możliwość integracji systemu z publiczną komunikacją w aglomeracjach. Nie wspominając o możliwości rezerwacji biletu i jego zakupu np. przez telefon komórkowy. Tymczasem na początku 201 r., po przyjściu prezesa Panasiuka, zrezygnowano z powołania biura transportowych systemów komunikacyjnych i rozwiązano zespół ludzi, którzy zajmowali się rozwojem tego programu. W przypadku PKP na końcu takiego procesu chaosu i anarchii jest zawsze potencjalna katastrofa kolejowa. Obym jednak okazał się fałszywym prorokiem.
Co Pan miał na myśli, pisząc w liście otwartym do ministra Grabarczyka o „patencie na anarchię” w resorcie, za który odpowiada?
Po raz pierwszy w trzech kluczowych podmiotach, za które odpowiedzialność konstytucyjną ponosi minister infrastruktury, mamy faktyczny stan tymczasowości. W GDDKiA od ponad dwóch lat jest osoba, która tylko pełni obowiązki dyrektora. W PKP SA mamy od grudnia p.o. prezesa, chociaż premier Tusk zapowiadał, że wszystkie decyzje zostaną podjęte do końca ubiegłego roku. Tam naprawdę jest potrzebny, że tak powiem, szef, który zna się na robocie. I jest jeszcze Poczta Polska, gdzie odwołano prezesa 16 grudnia. Od tamtego czasu rada nadzorcza, której notabene przewodniczy Andrzej Panasiuk, nie wyznaczyła nawet p.o. nowego szefa! Nie wiadomo, kto od blisko miesiąca odpowiada za firmę, w której pracuje ponad 90 tys. osób.
Mówił Pan o odpowiedzialności politycznej i ta wydaje mi się najważniejsza. Przecież minister te różne nominacje akceptuje, a z kolei premier powinien chyba wiedzieć o decyzjach ministra.
Czego można wymagać od premiera Tuska, skoro przyznał sam, że przeczytał „niecały” raport MAK na temat katastrofy smoleńskiej?
Dla mnie taka deklaracja jest niewyobrażalną wręcz arogancją. W przypadku spółek PKP ludzie, których dzisiaj oceniamy, nie biorą się znikąd. Przypomnę, że szefem PKP Intercity od 2009 r. jest Grzegorz Mędza, wiceminister odpowiedzialny za kolej w rządzie SLD, szefem rady nadzorczej PKP SA Krzysztof Opawski, mój poprzednik w rządzie Marka Belki, a członkiem zarządu kolejowej spółki-matki Jacek Prześluga, jeden z twórców wizerunku Janusza Palikota. Działań, które mogłyby zapobiec chaosowi na kolei, nie podjęto ani na poziomie Ministerstwa Infrastruktury, ani w zarządach kolejowych spółek z PKP SA na czele. W czasach, gdy byłem ministrem w podległym mi Urzędzie Transportu Kolejowego, ówczesny wiceprezes Mirosław Antonowicz co roku jesienią koordynował wraz z przewoźnikami domykanie rozkładu jazdy pociągów. Proszę sobie wyobrazić, że dzisiaj żadna z osób, która jeszcze w 2009 r. w zarządach spółek kolejowych była odpowiedzialna za rozkład jazdy, już nie pracuje.
Czyli spółki kolejowe są traktowane jak miejsce oferujące synekury piarowcom, artystom, historykom, słowem „krewnym i znajomym królika”.
Oceniam to jako prawdziwą eksplozję niekompetencji i arogancji, a także niewiedzy na poziomie wręcz elementarnym. Nikt nie pilnował kalendarza. Przecież jeszcze na trzy dni przed wejściem nowego rozkładu jazdy PKP Intercity nie zleciło informatykom wprowadzenia zmian. Chaos i bałagan był nieunikniony. Klient, idąc po bilet do kasy, musi wcześniej w internecie sprawdzić co do minuty odjazd pociągu. Bo kasjerka mu tego nie powie, dlatego że sama nie wie i nie ma czasu, by sprawdzić. Zupełnie kuriozalna sytuacja. W połowie grudnia sam, czekając na pociąg w Katowicach, sprawdzałem odjazdy pociągów wydrukowane na żółtych kartach i odnotowałem 56 zmian naniesionych mazakiem. To chyba jest poziom kultury kolejowej w krajach, które nieprecyzyjnie nazwę Trzecim Światem.
Wotum nieufności dla ministra odrzucone, a premier na użytek politycznego marketingu robi groźne miny i zapowiada działania, których i tak nie podejmuje. Aż chciałoby się zapytać: w jakim państwie właściwie żyjemy?
Przez kilka miesięcy Tusk patrzył na Polaków z billboardów, przekonując, że nie robi polityki, lecz buduje mosty, dworce, drogi. A dzień po wyborach samorządowych jego minister ogłasza faktyczną likwidację rządowego programu budowy dróg w wymiarze finansowym i czasowym do roku 2012, zamraża niektóre do roku 2020. Zasadne jest więc pytanie do mojego następcy, ministra Grabarczyka i premiera Tuska: czym się, do cholery, panowie zajmujecie? Jak długo jeszcze można grać w piłkę nożną?
Skoro o piłce mowa, to podobno kolejną zagrywką ma być awans Andrzeja Panasiuka z prezesa spółki Telekom na prezesa Poczty Polskiej.
Cóż, widocznie współwinni bałaganu i chaosu na kolei mają zostać „rzuceni na nowy front”.
Jeżeli gdzieś w tym artykule jest nieprawda czy manipulacja to ponawiam prośbę o jej wskazanie. Jeżeli mamy mieć jakąś wiedzę to dobrze mieć rzetelną.