Tabula rasa napisał(a):
Ratnik napisał(a):
Ja proponuję inną perspektywę patrzenia na niego. Niedzielny kierowca to miałby być ten, który samochodu używa okazjonalnie.
Hm. Bo rusza się okazjonalnie? A czy nie chodzi nam raczej o racjonalizację wyborów?
Racjonalizację wyborów. Czyli chodzi Ci o to, żeby wybór sposobu przemieszczenia wynikał z rozsądku? Teraz rozsądnie jest wybrać auto. A że tym gorzej dla otoczenia... Na dziś wolałbym postawę, w której ludzie rezygnują trochę ze swej wygody dla dobra ogólnego, by w ten sposób stworzyć siłę naciskającą na tworzenie rozwiązań dla dobra ogólnego.
Cytuj:
kościół parafialny przy Dickensa. Teren parafii ściśle ograniczony ulicami przebiegającymi o kilkaset metrów (dokładnie nie pamiętam które, nie chcę strzelić byka). Co niedziela, na każdą Mszę, co najmniej jakby święcenie pojazdów miało być. Dziesiątki samochodów, nie to że pojedyncze przypadki, inwalidzi czy coś. Ciekawe na ilu dominicantes przypada jeden dodatkowy pojazd wokół kościoła. Może źle pamiętam, ale wydaje mi się, że kilkanaście-20 lat temu tego nie było. Jak dla mnie sewrskie wzorce "niedzielnego kierowcy". Kierowcę bardziej niedzielnego trudno sobie wyobrazić.
Ale tymi samymi autami jeżdżą pewnie codziennie do sklepu, na pokazy walki byków, do parku itp. Jeśli mam rację, to to są kierowcy równie niedzielni co poniedzielni, więc tu się nie zgodzę z resztą Twego postu:
Cytuj:
Z drugiej strony:
Ktoś, kto sporo się porusza, w ramach istniejącej infry stara się dokonywać racjonalnych wyborów, bez typowego przywiązania do samochodu. Jest oczywiste, że część tłuczonych kilometrów, przy takich warunkach jakie mamy, mimo wszystko przypadnie na 4kołową puszkę.
Owszem, nominalnie eksternalizuje więcej. Ale i tak sporo eksternalizacji ogranicza, o czym tamten niedzielny w ogóle nie myśli. Ponadto jako notoryczny pieszy i rowerzysta i tak prawdopodobnie zachowuje się w sposób bardziej pożądany.
Językowo dosłownie "niedzielny kierowca" oznacza kierowcę 1)biernego, tchórzliwego, 2)egoistycznego i pazernego. Czyli wadliwy to człowiek. :/
-----
Jezdnie rowerowePrzyszło mi do głowy, żeby przestać mówić o ścieżkach rowerowych, bo ścieżki (ścieg) to są trakty dość wąsko i dziko wydeptane w zieleni. Droga jest to cały zespół traktów: chodniki, jezdnie, tory, więc nazwy "droga rowerowa" też był zaniechał.
Problemem jest budowa dróg rowerowych na chodnikach. Uważam, że powinniśmy mówić o
jezdniach rowerowych, żeby wyraźnie pokazać, że rower jest pojazdem i że budowa drogi rowerowej na chodniku, to de facto powiększanie ilości jezdni w mieście.
Tworzenie dróg rowerowych z kostki Bauma sprawia wrażenie, że obszary chodnikowe na ulicy są większe niż w istocie są. Moim zdaniem mówienie o jezdniach rowerowych pozwoli lepiej kojarzyć drogi rowerowe z jezdniami dla samochodów a tym samym robić je z asfaltu, nie wyginać ich przy skrzyżowaniach, dojazdach do posesji, przy przystankach i w tych wszystkich miejscach, gdzie dziś - robione razem z chodnikami - są wyginane.