Wracam do sprawy za sprawą doniesienia prasowego:
Gazeta Wyborcza napisał(a):
Niewielkie sklepy padają jeden za drugim
Przez ubiegły rok z polskich ulic zniknęło 3 tys. sklepików. Chodzi tutaj przede wszystkim o niewielkie osiedlowe spożywczaki o powierzchni poniżej 50 m kw.
- Jest to o tyle ciekawe, że przez ostatnie kilka lat liczba małych sklepów była dość stabilna - opowiada Marka Klajda, dyrektor ds. badań konsumenckich na Europę Centralną w Nielsen.
Polska jest jednym z niewielu krajów w Europie, gdzie handel tradycyjny jest bardzo silny. Wynika to z przyzwyczajeń zakupowych. Po mięso, owoce czy warzywa Polacy chodzą do osiedlowego warzywniaka czy mięsnego. Robi tak ponad połowa rodaków. Po chemię - szampony, proszki do prania - oraz napoje, do hipermarketu.
Zniknięcie z rynku trzech tysięcy sklepików nie jest według Klajdy sygnałem, że tradycyjny handel jest wypierany przez wielkie markety. - Tak naprawdę nie wiemy jeszcze, czy jest to chwilowe wahnięcie czy stała tendencja - twierdzi analityk. - Więcej będziemy w stanie powiedzieć dopiero za rok. Według Klajdy sytuacja sklepików nie jest wcale zła. Aż 17 tys. spośród 70 tys. należy do sieci zrzeszających prywatnych przedsiębiorców typu Lewiatan czy Żabka. Część z nich powiększa również swoje obiekty. W ubiegłym roku minimalnie wzrosła np. liczba sklepów między 50 a 100 m kw.
Z badań Nielsena wynika jednak też inna groźna dla nich tendencja, że małe sklepiki z roku na rok tracą udziały w rynku. O ile cztery lata temu na każde dziesięć złotych wydanych w handlu aż sześć zł przechodziło przez tradycyjne spożywczaki, o tyle teraz tylko 4,2 zł.
Tradycyjny handel dostaje w kość głównie przez duże i małe supermarkety, które mają już ok. 40 proc. rynku (wartościowo). - Supermarkety czeka dalszy szybki rozwój. W ciągu najbliższych kilku powiększą swój udział o kolejne 10 pkt proc., głównie kosztem tradycyjnych sklepów - twierdzi Klajda.
Analitycy tłumaczą, że jest to efekt nowej strategii wielkich sieci w Polsce. Nie stawiają one już na budowę wielkich sklepów. Hipermarketów, czyli sklepów powyżej 2,5 tys. m kw., powstało przez cały 2006 rok tylko dziewięć (w sumie jest ich ok. 220).
I dużo więcej raczej już nie będzie, ze względu na strukturę demograficzną kraju. Aż 38 proc. Polaków czyli 15 milionów mieszka na wsi, gdzie wielkopowierzchniowych obiektów nie opłaca się otwierać.
Wielka dystrybucja zaczęła za to mocno inwestować w małe supermarkety. Dobrym przykładem jest tu choćby Tesco - przejął małe sklepy Leader Price czy Carrefour - kupił Alberta.
Jak sklepiki mogą się obronić przed marketami? Analitycy twierdzą, że są na to trzy metody. Po pierwsze - wstąpienie do sieci franczyzowej czy grupy zakupowej, po drugie - handel świeżymi produktami, a po trzecie - sprzedawanie wysokoprocentowych alkoholi. - Sprzedawanie wódki zwiększa obroty sklepu od 70 do 100 proc. - twierdzi Klajda.
Czemu? Według Klajdy do marketów ludzie idą robić zapasy. W sklepikach kupują rzeczy do natychmiastowego spożycia. A mocne alkohole należą do tej drugiej kategorii.
No i niby to nie hipermarkety są zagrozeniem, ale jednak te same firmy (koncerny oczywiście) tylko ze zmienioną strategią inwestowania.[/quote]