Górczewska: do domu naokołoBy dojść z przystanku do bloków, mieszkańcy muszą nadkładać drogiUsytuowanie przystanku przy Górczewskiej krytykuje nawet stowarzyszenie Zielone Mazowsze, ale urzędnicy są nieprzejednani.Aby dojść do przystanku na Górczewskiej przy Syreny, trzeba nadłożyć drogi. Wszystko przez to, że urzędnicy postanowili zrobić wokół trawnik i rabatki Mieszkańcy idą na przełaj, ale urzędnicy są nieprzejednani: zieleń ma być i już. Przystanek „Syreny 01” w stronę centrum jest nietypowy. Wysiadając z autobusu i chcąc dostać się np. do pobliskich biotów, nie schodzi się od razu na chodnik. Trzeba pokonać niedużą skarpę - chodnik Górczewskiej znajduje się bowiem znacznie wyżej niż ulica. Skarpę przed osunięciem się zabezpiecza duży mur oporowy. Aby ludzie mogli się dostać do swoich domów, drogowcy wykonali na skarpie specjalny zjazd- pochylnię. Mało kto jednak z niej korzysta. Większość pasażerów skraca sobie drogę przez pobliski trawnik. Tak jest dużo szybciej Mieszkańcy, wychodząc z autobusów, kierują się bowiem zwykle w stronę bloków, a te znajdują się bliżej centrum. Przystanek zaprojektowano zaś w ten sposób, że pasażerowie muszą chodzić naokoło.
- Byłoby o wiele rozsądniej, gdyby ten przystanek przebudować - mówi Piotr Strzałkowski, inżynier, mieszkaniec bloku przy Syreny wystarczyłoby w miejscu zieleńca położyć płyty chodnikowe albo zmniejszyć murek i tu zrobić wprawdzie nieco bardziej stromą ale dużo krótsze dojście do bloków - tłumaczy inżynier.
Taką samą opinię w tej sprawie ma stowarzyszenie Zielone Mazowsze Też uważa rozwiązanie przyjęte na Górczewskiej za absurdalne. Zieloni pisali do Zarządu Dróg Miejskich, by przebudować Przystanek. Nic nie wskórali. Urzędnicy im odpowiedzieli, że wszystko jest zgodne z projektem. - Byłem na tym przystanku.
Nie da się położyć chodnika w miejscu zieleńca - mówi Adam Sobieraj, rzecznik ZDM. - Chodnik musi mieć co najmniej półtora metra szerokości. Nie zmieści się. A poza tym
nie po to miasto wydało pieniądze na zieleń, by ją teraz niszczyć - dodaje. Cóż jednak po trawniku, który i tak zmienił się w klepisko? – Tak już jest, że nie wszyscy szanują to, co dla nich zostało urządzone - mówi. A gdyby zrobić zejście, niwelując trochę murek? Wtedy mogłoby się okazać, że mur oporowy nie wytrzyma naporu skarpy i ziemia mogłaby się osunąć - uważa rzecznik. Skąd to wie? - Widzę, to jest gruby mur - twierdzi. Pretensje mieszkańców uważa za bezzasadne. I podsumowuje: - Gdybyśmy chcieli zrobić przejścia w każdym miejscu, gdzie byłoby to komu wygodne, trzeba by je robić co dziesięć metrów.
PODOBNIE JEST N A SŁODOWCU
Równie absurdalne rozwiązanie spotykamy na Bielanach. Ze stacji Słodowiec poprowadzono ogromny chodnik do przystanków tramwajowych na ulicy Marymonckiej. Problem w tym, że większość pasażerów idzie do autobusów, które zatrzymują się na ul. Kasprowicza. Oczywiście tutaj chodnika nie ma, a ludzie skracają sobie drogę przez trawnik.
By dostać się do przystanku, muszą pokonać niedużą skarpę. Nie zawsze jest to łatwe, zwłaszcza zimą, gdy droga podpórkę zamienia się w ślizgawkę. Choć od oddania stacji do ruchu minie w kwietniu rok, nic się nie zmieniło. Urzędnicy dalej uważając że zaprojektowany przez nich chodnik zmuszający do nadkładania drogi to lepsze rozwiązanie...
Sławomir Ślubowski
dziennikarz działu Warszawa
Dziennik, 9.03.09
,,
Chodnik musi mieć co najmniej półtora metra szerokości. Nie zmieści się.'' No tak, a uskok na drodze rowerowej musi mieć co najwyżej 1 cm, ale zawsze zmieści się i 10 cm.
,,
w każdym miejscu, gdzie byłoby to komu wygodne'' - typowe zagranie na natrętnego petenta: wyolbrzymienie wniosku dot. jednego punktu tak, aby dążył do nieskończoności i przytłaczał ogromem swej niemożliwości...
Nie mogłem się powstrzymać od wytłuszczenia bardziej udanych fraz.
Więcej:
http://www.zm.org.pl/?a=przystanek_syreny-092