Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9  Następna strona

Czy jesteś za budową elektrowni atomowej w Polsce?
Ankieta wygasła Wt gru 04, 2007 22:18
tak 33%  33%  [ 3 ]
nie 67%  67%  [ 6 ]
Liczba głosów : 9
Autor Wiadomość
PostNapisane: Cz lut 19, 2009 22:19 
Offline
Początkujący

Dołączył(a): Wt gru 02, 2008 16:14
Posty: 7
CO2 się nie spala, motylku. Zastanów się lepiej, czy Tobą ktoś nie manipuluje.
mokele mbembe napisał(a):
POWSTAJA niewielkie ilosci odpadow radioaktywnych ale mozna skladowac je nawet 10km pod ziemią!!!
skoro tak łatwo składować, to czemu do tej pory nie wybudowano ostatecznego składowiska. Niewielka ilość odpadów? Bryłka plutonu wielkości pomarańczy wystarcza do zrobienia bomby atomowej,
Poza tym kto ma płacić za zabezpieczenie odpadów tylko dlatego, żeby przez 40 lat funkcjonowania elektrowni jądrowych uzyskać prąd, dzięki któremu możesz wypisywać swoje bzdury na forach internetowych.

Cytuj:
pluton-239 - najbardziej śmiercionośna substancja stworzona sztucznie przez człowieka. O jego toksyczności świadczy fakt, że w Żarnowcu co dwa dni wytwarzana będzie dawka śmiertelna dla wszystkich ludzi na Ziemi. Ze względu na swą długowieczność i wysoką radiotoksyczność pluton-239 musi być odizolowany od środowiska przez 500 tys. lat - dziesięć razy tyle, ile upłynęło od końca ostatniej epoki lodowcowej.

http://zb.eco.pl/zb/7/7fzoej.htm


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt lut 24, 2009 16:58 
Offline
Początkujący

Dołączył(a): Wt gru 02, 2008 16:14
Posty: 7
Odpady składuje się 10km... pod powierzchnią morza!
http://ian.on1.biz/articles.php?lng=pl&pg=167
W 1991 roku upadł rząd Somalii. Zachód w ohydny sposób wykorzystał tę sytuację, kradnąc miejscowe zapasy żywności i skazując kraj na widmo głodu. Jakby tego było mało, kiedy tylko rząd zniknął, u wybrzeży Somalii pojawiły się tajemnicze statki z Europy. Wrzucały do oceanu ogromne beczki z odpadami nuklearnymi. Mieszkańcy rejonów przybrzeżnych zaczęli chorować. Na początku mieli dziwne wysypki i mdłości. Potem zaczęły się rodzić zdeformowane dzieci. Wreszcie po tsunami w 2005 roku setki przeciekających zbiorników wypłynęły na ląd. Ludzie zaczęli cierpieć na chorobę popromienną. Ponad 300 osób zmarło.

– Ktoś wyrzuca na tym terenie radioaktywne śmieci. Jest tu także ołów, kadm, rtęć i inne ciężkie metale – potwierdza wysłannik ONZ do Somalii Ahmedou Ould-Abdallah. Ślady wskazują, że materiały te mogą pochodzić z europejskich szpitali i zakładów przemysłowych. Ich "unieszkodliwianiem" po korzystnej cenie zajmuje się włoska mafia. – Rządy nic z tym nie robią. Nie sprzątają, nie płacą odszkodowań ani nie podejmują działań zapobiegawczych – wzdycha oenzetowski urzędnik.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr lut 25, 2009 10:36 
Offline
Zielony Oszołom

Dołączył(a): So cze 09, 2007 14:46
Posty: 984
Lokalizacja: Belany
mokele mbembe napisał(a):
Odpady składuje się 10km... pod powierzchnią morza!
(...)
– Ktoś wyrzuca na tym terenie radioaktywne śmieci. Jest tu także ołów, kadm, rtęć i inne ciężkie metale – potwierdza wysłannik ONZ do Somalii Ahmedou Ould-Abdallah. Ślady wskazują, że materiały te mogą pochodzić z europejskich szpitali i zakładów przemysłowych.


Było o elektrowniach atomowych. jeśli uważasz że masz rację, to prowadź dyskusję uczciwie.

mokele mbembe napisał(a):
Bryłka plutonu wielkości pomarańczy wystarcza do zrobienia bomby atomowej,


Bryłka plutonu wielkości pomarańczy? ale jakiego plutonu? w takim składzie jak w odpadach? i kto tu manipuluje? :-)

W poleconym przez Ciebie artykule w ZB jest podobnie - np. do "ogniw łańcucha obiegu paliwa jądrowego" [w kontekście elektrowni!] zaliczono... fabryki broni jądrowej. W tym samym miejscu wspomniano też o zatopionych okrętach i pociskach.

To strasznie przykre, bo obok uwag które wydają się bardzo rozsądne i trafne, stoją jakby nigdy nic próby wystraszenia publiki i jawnej manipulacji.
Rzuciły mi się w oczy np. "Radioaktywne pary, które przedostają się do środowiska nawet podczas bezawaryjnej pracy" ("zabijające wielokrotnie"). Aż się tym chyba zainteresuję.

z polecanego artykułu:
Cytuj:
W Żarnowcu mniej więcej co tydzień wytwarzana będzie ilość plutonu wystarczająca do wypełnienia jednej bomby, takiej jaka spadła na Nagasaki.


...czy w postaci możliwej do wykorzystania w tym celu? O ile mi wiadomo, nie.

Cytuj:
pluton-239 - (...) O jego toksyczności świadczy fakt, że w Żarnowcu co dwa dni wytwarzana będzie dawka śmiertelna dla wszystkich ludzi na Ziemi.


może gdyby podać ją wszystkim dożylnie to faktycznie...


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 27, 2009 0:50 
Offline
Zielony Oszołom

Dołączył(a): Cz sty 18, 2007 21:10
Posty: 999
Lokalizacja: Warszawa
ja tylko chciałem przypomnieć, że od zablokowania elektrowni w Czarnobylu w połowie lat osiemdziesiątych rozpoczął się rozwój ruchu ekologicznego w Polsce, więc z atakowaniem kolegi mokele mbembe byłbym nieco ostrożniejszy. Nie dajmy sobie wcisnąć ponownie elektrowni atomowej :!:


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 05, 2009 0:34 
Offline
Zielony Oszołom

Dołączył(a): So cze 09, 2007 14:46
Posty: 984
Lokalizacja: Belany
kulikowski napisał(a):
ja tylko chciałem przypomnieć, że od zablokowania elektrowni w Czarnobylu w połowie lat osiemdziesiątych rozpoczął się rozwój ruchu ekologicznego w Polsce, więc z atakowaniem kolegi mokele mbembe byłbym nieco ostrożniejszy. Nie dajmy sobie wcisnąć ponownie elektrowni atomowej :!:


Ale jakim atakowaniem kolegi? Wybacz, ale proszę o odróżnienie atakowania kolegi (z całym należnym szacunkiem) od podważania wątpliwych/wątpliwie zapodanych tez. Jeśli uważasz że podważanie jest wadliwe, to przekonuj argumentami, a nie groźnym pohukiwaniem. Właśnie za to Zielone Mazowsze b. lubię i szanuję, że w ich działaniach nie wyczuwam ani krztyny zafałszowania albo prób zamącenia i przestraszenia publiki.

Moim zdaniem, nawet skoro było jak piszesz, to ewentualna zgoda (po rozważeniu plusów i minusów) na budowę el. at. nie będzie jeszcze zanegowaniem całego ruchu ekologicznego w Polsce :-P nie ma co panikować :-P


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: N mar 29, 2009 11:13 
Offline
Admin

Dołączył(a): Pt gru 29, 2006 10:44
Posty: 2036
Lokalizacja: Bielany, Żoliborz, Praga Północ
Dość wyważony artykuł:

http://wyborcza.pl/1,82244,5490764,Atom ... zucha.html

Cytuj:
Atomowy kwiatek do kożucha
prof. Krzysztof Żmijewski*
2008-07-25, ostatnia aktualizacja 2008-07-25 11:31

Budowa elektrowni jądrowej nie rozwiąże niestety żadnego z problemów polskiej energetyki - pisze prof. Krzysztof Żmijewski.

Zwolennicy energetyki jądrowej przedstawiają kilkadziesiąt argumentów przemawiających za koniecznością i zasadnością budowy elektrowni atomowych. Dzisiaj najważniejszym z nich jest całkowita (prawie) eliminacja emisji CO2 odpowiedzialnej za efekt cieplarniany.

Z drugiej jednak strony poważne wątpliwości przedstawiają przeciwnicy jądrowego kierunku rozwoju energetyki. Lista argumentów przeciw atomówkom jest co najmniej równie długa, opracowanie Europejskiej Partii Zielonych prezentuje 40 takich argumentów.

Najpoważniejszym z nich jest potencjalne zagrożenie, jakie powoduje promieniowanie radioaktywne, a w szczególności możliwa skala tego zagrożenia. Nie wiemy też, jak sobie poradzić ze skutkami jądrowej katastrofy o masowym zasięgu. Istniejące doświadczenia są przerażające.

W tej sytuacji należałoby rozpocząć rozważania od zastanowienia się, dlaczego elektrownie atomowe były budowane do tej pory. Tu odpowiedź jest prosta - podstawowym powodem ich budowy była (mam nadzieję, że czas przeszły jest tu uzasadniony) sposobność produkcji plutonu jako ładunku bomb atomowych. Tak więc pierwsze atomówki były dziećmi zimnej wojny, tak w każdym razie było w przypadku mocarstw nuklearnych. Druga grupa państw powodowana była pragnieniem uzyskania samowystarczalności energetycznej jako składowej bezpieczeństwa - nie tylko energetycznego, ale również politycznego. Do państw tych należą m.in. Japonia, Tajwan, Finlandia, a w obecnej sytuacji również Litwa (Ignalina II).

Niestety, choć zimna wojna się skończyła, to przesłanki militarne nie znikły. Stąd zainteresowanie energetyką jądrową w Iraku i Iranie, w RPA i obu Koreach, w Argentynie i Brazylii. Bezpieczeństwo, zarówno militarne, jak i polityczne, to wartość bezcenna, dlatego inwestycje atomowe nie poddawały się biznesowej analizie ekonomicznej i w znakomitej większości przypadków realizowane były w ramach różnych "programów narodowych". Fundamentalne parametry analizy ekonomicznej - takie jak NPV (zaktualizowana wartość inwestycji netto), SPBT (prosty okres zwrotu), IRR (wewnętrzna stopa zwrotu) - nigdy nie były przesłankami do podjęcia decyzji o budowie, bo decyzja miała charakter polityczny. Nie analizowano "czy", tylko "jak", i poszukiwano sposobów, a nie przyczyn. W konsekwencji nie wszystkie składowe kosztów były realnie analizowane (np. koszty demontażu i dezaktywacji, zabezpieczenia transportu materiałów radioaktywnych i ich składowania, gwarancji finansowych rządu itp.).

W tej sytuacji brak czysto biznesowych inwestycji niezwykle utrudnia prowadzenie obiektywnej analizy ekonomicznej elektrowni jądrowych.

Z jednej strony lobbyści zachwalają niskie koszty eksploatacji, z drugiej zaś inwestorzy oczekują specjalnego traktowania w postaci rządowych gwarancji finansowych dla kredytobiorców i prawnych gwarancji sprzedaży dla producentów (czyli pracy "poza rynkiem"). Wszystko to wyczytać można w Raporcie Uniwersytetu Chicago dla Departamentu Energii USA. Raport ten bardzo łatwo znaleźć w internecie, a warto, ponieważ pokazuje, dlaczego w liberalnych gospodarkach elektrownie jądrowe nie powstają, gdy nie otrzymują państwowej pomocy. Raport jest bardzo ciekawy i pouczający, choć już trochę zdezaktualizowany - wszystkie ceny poszły znacznie w górę, zarówno inwestycji, jak i paliw.

Podkreślić trzeba, że uczeni z Chicago nie są przeciwnikami energetyki jądrowej - wręcz przeciwnie, namawiają amerykański rząd, aby przeznaczył pieniądze amerykańskiego podatnika na wspieranie (subsydiowanie) energetyki nuklearnej.

Przeważająca większość Polaków nie chce przekształcenia naszego kraju w mocarstwo jądrowe. Również problem bezpieczeństwa energetycznego i politycznej suwerenności nie zmusza nas do pójścia śladami Japonii. Jesteśmy w NATO i UE, mamy własne paliwa i najmniejszą ze wszystkich państw Unii zależność od importu. Pozostaje jednak kwestia uprawnień do emisji CO2 i dramatyczne konsekwencje ekstremalnie wysokiego nawęglenia polskiej gospodarki i polskiej energetyki. Według danych Eurostatu mamy 92,5 proc. udziału węgla w bilansie polskiej elektroenergetyki - daje to drugie miejsce w Europie po Estonii - i równie ekstremalną emisyjność tego sektora, emitujemy tonę CO2 na megawatogodzinę MWh przy średniej europejskiej ok. 400 kg. Kraje starej unijnej Piętnastki emitują jeszcze mniej - ok. 380 kg CO2 na megawatogodzinę. Liczby te, do niedawna zajmujące tylko ekologów, od 2013 r. przekładają się na ogromne ciężary finansowe, bo każdą tonę CO2 trzeba będzie uzyskać, walcząc na aukcji. Komisja Europejska przewiduje ceny uprawnień do emisji na poziomie 30-39 euro za tonę. Już ta wielkość podnosi hurtową cenę energii - średnio w Unii o 26 proc. (według Komisji o 22 proc.), ale dla Polski aż o 68 proc. Niestety te dramatyczne liczby to wariant optymistyczny. W praktyce granicę kosztów emisji określić może wysokość opłaty karnej za emisję bez uprawnień, tzn. 100 euro za tonę CO2 plus podatek CIT (dochodowy), bo karę płaci się z zysku. Kara nie zwalnia z obowiązku zakupu uprawnień!

Ciarki po plecach przechodzą, gdy policzy się, jak wywinduje to cenę uprawnień do emisji dla tych, którzy będą musieli je kupić - chyba można tu użyć tego sformułowania - "za wszelką cenę".

W tak dramatycznej sytuacji wydaje się, że jedynym wyjściem może być bezemisyjna energetyka jądrowa. Wyjściem zaiste zbawiennym. Niestety - jest to kolejny miraż. Albowiem elektrownia jądrowa w Polsce nie zostanie uruchomiona wcześniej niż w roku 2020, a kryzys energetyczny da się zauważyć już w 2010 (deficyt mocy), a w pełni się rozwinie w 2013 (deficyt uprawnień do emisji). W takich ramach czasowych elektrowni jądrowej nie zbuduje ani nawet nie obieca największy jej zwolennik - jeśli zechce być prawdomówny.

Co więc robić w tej sytuacji i czy są realne opcje dla Polski? Na szczęście są. Pierwsza to poprawianie efektywności energetycznej, to zacząć można prawie od zaraz. Ustawa jest prawie gotowa. To się opłaca, tzn. inwestycje zwracają się z oszczędności. Oszczędzić możemy co najmniej 20-25 proc. energii. Druga propozycja to energetyka odnawialna, np. wiatrowa, ale szczególnie agroenergetyka, tzn. biomasa i biogaz. To rozwiązanie trudniejsze od efektywności i droższe, ale znacznie szybsze w rezultatach. 2 proc. zielonych mocy rocznie to tempo możliwe do uzyskania, w rezultacie 2000 MW w 2013 r. i kolejne 4000 do 2020, łącznie ok. 24 proc. mocy z agroenergetyki. Trzeci kierunek to technologie czystego węgla (CCT), a wśród nich wychwytywanie i podziemne magazynowanie CO2, czyli CCS. Dla polski to rozwiązanie wymarzone, bo węgla nam wystarczy na ponad 100 lat, niestety te technologie są dopiero w powijakach i nie da się ich uruchomić do 2013 r. Start w 2015 byłby wielki sukcesem. W tym horyzoncie można sobie wyobrazić przyrost 4 proc. mocy rocznie, czyli po 1000 MW. Tak zarysowany scenariusz zaczyna się bilansować ok. 2020 r., w następnych latach odzyskujemy nadwyżkę mocy. Czy uruchamianie w tym momencie elektrowni jądrowej ma sens? Żeby mogła zmieścić się na rynku, trzeba by zamykać jeszcze całkiem sprawne (tzn. niezdekapitalizowane) jednostki. Opcja ta powinna zostać zbadana i przeliczona bardzo dokładnie, aby elektrownie jądrowe nie znalazły się w sytuacji ratujących już uratowanego.

Pozostaje odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z deficytem lat 2010-16. Widać tu dwa rozwiązania - pierwsze to wspieranie się importem, do czego potrzebna będzie budowa nowych linii transgranicznych we wszystkich możliwych kierunkach. Po 2020 r. będą znowu wykorzystane do eksportu. Drugim wyjściem jest budowa rozproszonej mikroenergetyki gazowej.

Przedstawione tu rozważania nie wykluczają stosowania energetyki jądrowej w Polsce, przesuwają tylko realny moment startu najwcześniej na okres 2023-25, co daje nam dwa lata oddechu niezbędnego na poważne analizy, a także na przygotowanie odpowiednich przepisów prawnych regulujących działanie pełnowymiarowej, zawodowej elektrowni atomowej, z zasadami bezpieczeństwa, nadzoru, utylizacji i przechowania materiałów radioaktywnych, ich transportu i składowania.

A tak zupełnie prywatnie mam nadzieję, że nauczymy się wykorzystywać ten potężny strumień energii, w którym niezmiennie zanurzona jest kula ziemska. Słońce przestało być bogiem, ale to nie powód, aby je ignorować. Zawsze było, jest i będzie symbolem i źródłem nadziei.

* prof. Krzysztof Żmijewski jest wykładowcą na Wydziale Energetyki Politechniki Warszawskiej, w latach 1998-2001 był prezesem Polskich Sieci Energetycznych

Źródło: Gazeta Wyborcza

_________________
pozdrawiam, olek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt kwi 14, 2009 20:44 
Offline
Oberspammer

Dołączył(a): Cz sty 17, 2008 21:55
Posty: 2010
Lokalizacja: Śródmieście, trzecie piętro
Trochę konkretów:
Greenpeace o elektrowniach atomowych w XXI wieku (PDF)

_________________
We made it idiotproof. They grow better idiots.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re:
PostNapisane: N lip 12, 2009 21:59 
Offline
Admin

Dołączył(a): Pt gru 29, 2006 10:44
Posty: 2036
Lokalizacja: Bielany, Żoliborz, Praga Północ
olek napisał(a):
1. Po pierwsze koszty. Koszt produkcji samej energii jest niewielki, ale koszty inwestycyjne gigantyczne - i po prostu mogą się nie zwrócić w całym okresie eksploatacji.


O proszę, ktoś to policzył, i to nawet przed wybudowaniem. Miłe zaskoczenie jak na Polskę:

http://www.rp.pl/artykul/329762.html

Cytuj:
Droga energia z atomu
Agnieszka Łakoma 05-07-2009, ostatnia aktualizacja 06-07-2009 02:00

Energetyka jądrowa: Prąd z elektrowni atomowych może kosztować prawie dwa razy więcej niż z węgla czy gazu

"Rz" dotarła do analizy wykonanej na zlecenie Polskiej Grupy Energetycznej, z której wynika, że ostateczny koszt produkcji jednej megawatogodziny energii atomowej wyniesie 550 – 690 zł, w zależności od tego, ile pochłonie sama budowa elektrowni.

Autor analizy prof. Stanisław Mielczarski, który jest koordynatorem UE ds. połączeń transgranicznych, do swoich wyliczeń wykorzystał model powszechnie stosowany przy tego typu inwestycjach w energetyce. Założył, że kredyt na budowę będzie miał realne oprocentowanie w wysokości 7 proc., a okres jego spłaty będzie rozłożony na 15 lat po zakończeniu prac.

Przy podobnych założeniach energia z nowych elektrowni węglowych kosztowałaby za megawatogodzinę 200 – 240 zł, z gazowych – ok. 285 zł. Nawet jeśli uwzględnione zostaną wymogi ekologiczne, czyli obowiązek zakupu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, to i tak elektrownie węglowe i gazowe mają dużą przewagę nad atomową. Koszt wytworzenia w nich jednej megawatogodziny wynosić będzie wtedy ok. 370 zł.

Ekspert branży prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej przyznaje, że decydujące znaczenie dla tych kosztów ma pozyskanie kapitału na budowę elektrowni. – Przy obecnej cenie pieniądza energia jądrowa nie może być tańsza – mówi. – Pożyczając 5 mln euro, musimy oddać 11,5 mln euro. Energetyka jądrowa mogłaby być zatem tańsza tylko wtedy, gdyby budowa elektrowni nie była finansowana kredytem.

Biorąc pod uwagę ogromne koszty, wydaje się to jednak nieprawdopodobne. Zgodnie z najnowszymi planami zarządu PGE (spółka ta ma odpowiadać za inwestycje w atom) budowa elektrowni jądrowych o mocy 6 tys. megawatów, która według wiceminister gospodarki Hanny Trojanowskiej jest "jak najbardziej zasadna", będzie kosztowała od 105 do nawet 130 mld zł.

Nawet jeśli inwestorowi udałoby się zrealizować tak gigantyczne przedsięwzięcie bez pomocy kredytu, i tak koszty inwestycji w atom poniosą odbiorcy. Prof. Żmijewski uważa, że zamiast kredytu można by wprowadzić nowy system certyfikatów, czyli w praktyce rodzaj specjalnej opłaty na budowę elektrowni atomowej, którą wszyscy byśmy ponosili w cenie energii elektrycznej. Jak duża miałaby to być opłata, na razie nie wiadomo.

Polska ma – jak przyznaje wiceminister Hanna Trojanowska – ambitne plany budowy energetyki jądrowej. W 2020 r. – zgodnie z tym, co planuje rząd – ma popłynąć prąd z pierwszej takiej elektrowni. O jej lokalizację walczy coraz więcej polskich gmin, m.in. Konin, Bełchatów, Gryfino czy Żarnowiec.
Rzeczpospolita

_________________
pozdrawiam, olek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lip 17, 2009 7:47 
Offline
Oberspammer

Dołączył(a): Śr sty 03, 2007 20:18
Posty: 2049
Lokalizacja: Z Warszawy
onet.pl napisał(a):
Wybuchy z przeszłości
Czy chińskie próby jądrowe spowodowały śmierć tysięcy ludzi i zagroziły następnym pokoleniom?


Enver Tohti pamięta tamten tydzień, w którym spadł pył. Latem 1973 roku chodził do szkoły podstawowej w prowincji Sinkiang (Xinjiang), najbardziej na zachód wysuniętym regionie Chin, zamieszkanym głównie przez Ujgurów – jedną z mniejszości etnicznych kraju. „Przez trzy dni z nieba sypała się ziemia, choć nie było wiatru ani burzy. Na firmamencie panowała śmiertelna cisza, nie widzieliśmy słońca ani księżyca” – wspomina. Na pytanie uczniów o to, co się dzieje, nauczycielka odpowiedziała, że jest burza na Saturnie (po chińsku Saturn oznacza „planetę gleby”). Wtedy Tohti jej wierzył. Dopiero wiele lat później zrozumiał, że był to radioaktywny pył wzniecony na skutek przeprowadzonej na terytorium prowincji detonacji bomby jądrowej.
Po 30 latach Tohti, już jako lekarz, rozpoczął śledztwo dotyczące coraz to nowych ofiar tych wydarzeń, których rząd chiński uparcie nie zauważa. Prawdopodobnie kilkaset tysięcy ludzi zmarło wskutek napromieniowania pochodzącego z co najmniej 40 wybuchów jądrowych przeprowadzonych od 1964 do 1996 roku na poligonie Lop Nur w prowincji Sinkiang, znajdującym się na trasie Jedwabnego Szlaku. Tohti uważa, że prawie 20 mln ludzi zamieszkujących obecnie ten rejon to znakomite źródło danych do badań nad długoterminowym wpływem promieniowania, włącznie ze słabo zbadanymi zmianami genetycznymi, które mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Lekarz wspólnie z fizykiem Junem Takadą postanowili na japońskim Uniwersytecie Medycznym w Sapporo uruchomić projekt badawczy, który miałby na celu analizowanie konsekwencji tych prób. „Jest to wprawdzie smutna, ale niezwykle rzadka okazja, by nauczyć się czegoś nowego i porównać z tym, co obserwujemy gdzie indziej” – mówi Anders Mueller, kierujący Chernobyl Research Initiative (CRI) w Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu.

Takada oszacował, że najwyższa dawka promieniowania w prowincji Sinkiang przekroczyła wartość pomiaru przeprowadzonego na dachu budynku reaktora w Czarnobylu po jego zniszczeniu w 1986 roku. Najwięcej szkód mieszkańcom prowincji wyrządziły wybuchy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, powodujące opad mieszaniny materiału promieniotwórczego i piasku z sąsiedniej pustyni. Niektóre miały energię 3 Mt TNT, czyli około 200 razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę – mówi Takada, który wyniki swoich badań opublikował w wydanej w tym roku książce Chinese Nuclear Tests.

Naukowcy z graniczącego z prowincją Sinkiang Kazachstanu wiedząc, że Takada na początku lat dziewięćdziesiątych badał efekty amerykańskich, radzieckich i francuskich prób jądrowych, poprosili go o pomoc w ocenie zagrożenia stwarzanego przez chińskie próby dla ich regionu. Korzystając z radzieckich danych na temat wielkości wybuchów i siły wiatrów oraz wartości promieniowania w Kazachstanie w latach 1995–2002 fizyk opracował komputerowy model służący do szacowania rozkładu opadów radioaktywnych. Takada nie dostał pozwolenia na wjazd do Chin, w związku z czym dokonał ekstrapolacji swojego modelu i opierając się na informacjach dotyczących gęstości zaludnienia w prowincji Sinkiang, ocenił, że około 194 tys. osób mogło umrzeć w rezultacie napromieniowania, a około 1,2 mln otrzymało dawki wystarczająco duże, by spowodowały białaczkę, nowotwory lub uszkodzenia płodu. „Moje szacunki to ostrożne minimum” – zaznacza.

Wyniki te nie zaskoczyły Tohtiego. Jak na ironię, będąc nastolatkiem, szczycił się tym, że to jego prowincja została wybrana jako poligon do przeprowadzania prób przyśpieszających chiński postęp w dziedzinie techniki i wojskowości. Zdanie zmienił dopiero wówczas, gdy został lekarzem i obserwował ponadprzeciętną liczbę złośliwych chłoniaków, nowotworów płuc, przypadków białaczki, chorób zwyrodnieniowych i niemowląt z różnego typu deformacjami ciała. „Wielu lekarzy podejrzewało, że ma to związek z próbami jądrowymi, ale nie dało się czegokolwiek dowieść – wspomina Tohti. – Nasi przełożeni ostrzegali nas przed prowadzeniem badań”.

Lekarz mógł zacząć o tym mówić dopiero w 1998 roku, gdy przeniósł się do Turcji pod pretekstem kontynuacji szkolenia medycznego. Tam porozumiał się z brytyjską filmową ekipą dokumentalistów, którą, jako niby-turystów, przemycił do prowincji Sinkiang. Wspólnie znaleźli medyczne dane dowodzące, że liczba nowotworów była tu o 30–35% wyższa od średniej krajowej.

Projekt Lop Nur zainicjowany przez Tohtiego i Takadę może wypełnić luki w analizach innych masowych skażeń promieniowaniem. Studiując skutki katastrofy w Czarnobylu, Mueller i jego współpracownicy stwierdzili, że populacje zwierząt nadal są tam mniej liczne, jednocześnie zaś występuje więcej mutacji genetycznych. Wnioski te są sprzeczne z wcześniejszymi raportami sygnalizującymi odradzanie się fauny.

Ścisłe określenie skutków eksplozji przenoszących się na kolejne pokolenia u ludzi okazało się bardzo trudne, ponieważ względnie niewiele czasu upłynęło od katastrofy oraz zbyt mała liczba osób faktycznie ucierpiała w jej wyniku – wyjaśnia Timothy Mousseau, kierujący CRI w University of South Carolina. Niemniej jednak z zebranych danych wynika, że „występują poważne uszkodzenia genetyczne u ludzi żyjących na terenach skażonych”. Z tego powodu Mousseau wierzy, że projekt Lop Nur doprowadzi do powstania kartoteki dowodów genetycznych. Jak zgodnie stwierdzają Mueller i Takada, trudność sprawi rozszyfrowywanie, czy zmiany w drugim i trzecim pokoleniu są spowodowane skażeniem wody i gleby, czy też jest to odziedziczona mutacja genetyczna.

Dla Tohtiego najważniejsze jest pomaganie chorym. W marcu rząd francuski obiecał, że zrekompensuje szkody, jakie poniosły cywilne ofiary prób z bronią jądrową w Polinezji. W 2008 roku chińska agencja prasowa Xinhua ogłosiła, że władze przekazują subsydia o niesprecyzowanej wysokości dla personelu wojskowego zaangażowanego przy przeprowadzaniu testów. Lekarz chciałby, żeby pomoc ta objęła również dotkniętych skażeniem cywilów, stwierdzając, że 80% spośród nich nie ma żadnej opieki zdrowotnej. „Obecnie nie stać ich na leczenie – mówi. – Jedyne, co mogą robić, to czekać na śmierć”.

Projekt Lop Nur to czubek międzynarodowej góry lodowej – zauważa Abel Gonzalez z argentyńskiego dozoru jądrowego w Buenos Aires. Badacze skażeń jak do tej pory mieli łatwy dostęp jedynie do trzech miejsc, gdzie odbywały się próbne wybuchy – amerykańskiego terenu na atolu Bikini, poradzieckiego Semipałatyńska (dziś miasto Semej) w Kazachstanie oraz wysp Polinezji Francuskiej. Przeprowadzono tam niewielką liczbę z około 500 wszystkich światowych prób z bronią jądrową w atmosferze. „Mamy moralny obowiązek przebadać wszystkie tereny, na których dokonywano wybuchów” – mówi Gonzalez. Z całą pewnością w odczuciu ludzi z prowincji Sinkiang cierpiących z powodu testów w Lop Nur nigdy nie wypowiedziano prawdziwszych słów.


Co prawda artykuł jest o wybuchach jądorowych, ale część wskazuje także na pewne skutki dotyczące elektrowni atomowych.

_________________
Byłem i jestem jawny, świadomy oraz chętny do współpracy.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Re:
PostNapisane: Pn lip 20, 2009 13:24 
Offline
Bywalec

Dołączył(a): Pt sty 05, 2007 9:27
Posty: 62
olek napisał(a):
olek napisał(a):
1. Po pierwsze koszty. Koszt produkcji samej energii jest niewielki, ale koszty inwestycyjne gigantyczne - i po prostu mogą się nie zwrócić w całym okresie eksploatacji.


O proszę, ktoś to policzył, i to nawet przed wybudowaniem. Miłe zaskoczenie jak na Polskę:

http://www.rp.pl/artykul/329762.html

Cytuj:
Droga energia z atomu
Agnieszka Łakoma 05-07-2009, ostatnia aktualizacja 06-07-2009 02:00

Energetyka jądrowa: Prąd z elektrowni atomowych może kosztować prawie dwa razy więcej niż z węgla czy gazu

"Rz" dotarła do analizy wykonanej na zlecenie Polskiej Grupy Energetycznej, z której wynika, że ostateczny koszt produkcji jednej megawatogodziny energii atomowej wyniesie 550 – 690 zł, w zależności od tego, ile pochłonie sama budowa elektrowni.

Autor analizy prof. Stanisław Mielczarski, który jest koordynatorem UE ds. połączeń transgranicznych, do swoich wyliczeń wykorzystał model powszechnie stosowany przy tego typu inwestycjach w energetyce. Założył, że kredyt na budowę będzie miał realne oprocentowanie w wysokości 7 proc., a okres jego spłaty będzie rozłożony na 15 lat po zakończeniu prac.

Przy podobnych założeniach energia z nowych elektrowni węglowych kosztowałaby za megawatogodzinę 200 – 240 zł, z gazowych – ok. 285 zł. Nawet jeśli uwzględnione zostaną wymogi ekologiczne, czyli obowiązek zakupu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, to i tak elektrownie węglowe i gazowe mają dużą przewagę nad atomową. Koszt wytworzenia w nich jednej megawatogodziny wynosić będzie wtedy ok. 370 zł.



Wyboldowalem - Mi sie wydaje, ze wynogi elektroniczne to brak emisji, a nie symboliczne oplaty za zniszczone srodowisko... Druga kwestia - elektrownie pracuja dluzej niz 15 lat - skad wiec takie zalozenie? Trzeba policzyc kosz dzialania elektrownii przez caly okres dzialania ...


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL