Ratnik napisał(a):
Ja proponuję inną perspektywę patrzenia na niego. Niedzielny kierowca to miałby być ten, który samochodu używa okazjonalnie.
Hm. Bo rusza się okazjonalnie? A czy nie chodzi nam raczej o racjonalizację wyborów?
Powiem tak. Z jednej strony:
kościół parafialny przy Dickensa. Teren parafii ściśle ograniczony ulicami przebiegającymi o kilkaset metrów (dokładnie nie pamiętam które, nie chcę strzelić byka). Co niedziela, na każdą Mszę, co najmniej jakby święcenie pojazdów miało być. Dziesiątki samochodów, nie to że pojedyncze przypadki, inwalidzi czy coś. Ciekawe na ilu dominicantes przypada jeden dodatkowy pojazd wokół kościoła. Może źle pamiętam, ale wydaje mi się, że kilkanaście-20 lat temu tego nie było. Jak dla mnie sewrskie wzorce "niedzielnego kierowcy". Kierowcę bardziej niedzielnego trudno sobie wyobrazić.
Z drugiej strony:
Ktoś, kto sporo się porusza, w ramach istniejącej infry stara się dokonywać racjonalnych wyborów, bez typowego przywiązania do samochodu. Jest oczywiste, że część tłuczonych kilometrów, przy takich warunkach jakie mamy, mimo wszystko przypadnie na 4kołową puszkę.
Owszem, nominalnie eksternalizuje więcej. Ale i tak sporo eksternalizacji ogranicza, o czym tamten niedzielny w ogóle nie myśli. Ponadto jako notoryczny pieszy i rowerzysta i tak prawdopodobnie zachowuje się w sposób bardziej pożądany.
Ludmiła napisał(a):
Ostatnio pomyślałam o wyrażeniu "samochód stoi w korku" - jakby korek był autonomicznym bytem, w którym samochód może stać - jak w stodole. To wygodne wyrażenie, bo na taki autonomiczny byt można zwalić winę za swoje nieszczęście. "Stoję w korku", jakbym nie miała z tym nic wspólnego, a korek był poza mną. Zamiast "stoję w korku" powinno być "partycypuję w korku", ewentualnie "jestem korkiem".
Znów +1
Oczywiście jeśli chodzi o aspekt "filozoficzny", bo językowo, podobnie jak z wypadkiem, ciężko oczekiwać, że ludzie przestaną tak mówić.