Jeśli w jakiejś okolicy kierowcy parkują tak, jak widać, tygodniami, miesiącami, potem robią się z tego lata, to łamanie prawa jest już normą, a nie incydentem. Norma tworzy się przez zaniechanie. Pojawiają się znaki lub ulica zostaje przeprojektowana, kierowcy robią, co chcą, nikt nie interweniuje. Piesi łykają bez protestu kolejne upokorzenie, że mają dla siebie 30cm chodnika albo muszą obchodzić samochody dookoła, czasem jezdnią. A potem dochodzi do kuriozalnych sytuacji, że służby odpowiedzialne za porządek... zaczynają tłumaczyć się tym, że "no tak, tak już tam jest, ale przecież można przejść inną drogą; no cóż, tam już nie ma zieleni, więc nie mamy podstaw; no co poradzić, patrol był i nic nie zauważył". Przecieram uszy ze zdumienia, bo takiego blabla można by się spodziewać raczej od kierowców przy wręczaniu mandatu, a nie od służb. Nastawiali znaków, a nawet nie musieli, bo są jeszcze PRZEPISY, po czym pozwolili kierowcom dowieść, że prawem można sobie podetrzeć tyłek i oddali pole po raz n-ty. Zresztą, to nie jest przeciąganie liny między kierowcami a służbami, gdyby tak było, to niechby się bawili w głupiego Jasia, who cares. Gorzej, że to się odbywa kosztem niewidzialnych i nieistotnych pieszych, matek z wózkami, niepełnosprawnych na wózkach, oraz kosztem estetyki i jakości życia w mieście. Kurczę, nawet pisząc o tych wózkowiczach mam głupie wrażenie, że się tłumaczę, dlaczego czasami pieszemu potrzebny jest chodnik. Jakby te - "hehe gwarantowane" - 150cm było fanaberią, do której bycie zwykłym pieszym już nie uprawnia. Trzeba pomachać jakimiś szczególnymi potrzebami, to może ktoś się przejmie. Mogę dorzucić zdjęcia ulicy, przy której po obu stronach stoi znak parkingu z tabliczką T-30h, przerywana linia na jezdni jest znacznie lepiej widoczna, a i tak wszyscy parkują na skos, co daje taki oto efekt: po jednej stronie ulicy chodnik "przestał istnieć". Po drugiej - jest wąski ogryzek dla pieszych, zanikający zupełnie tam, gdzie mamy wysunięte drzewa. Dostęp do chodników prowadzących między bloki bywa całkiem zablokowany, bo to przecież miejsce na jeszcze jeden samochód! Dla pieszych została jezdnia - o minimalnej ruchliwości, co ratuje sytuację, ale dlaczego w takim razie kierowcy nie parkują kosztem tejże jezdni? Zresztą, dla mnie to martwa ulica, bo właściwie nikt tamtędy nie chodzi, więc kto ma się oburzać. Jest po prostu skrajnie nieprzyjazna dla ludzi. Wydaje mi się dość oczywiste, że w momencie uniemożliwienia parkowania przez postawienie słupków usuwa się znak zakazu parkowania, bo przestaje być potrzebny, o ile kiedykolwiek tam był. Zdarzyło mi się wysłać wniosek o słupki. Prawdopodobnie wyślę go ponownie, ponieważ trudno uznać za odpowiedź coś, co nie zawiera ani "tak", ani "nie", tylko "zwrócimy się do Straży Miejskiej o objęcie kontrolą tego miejsca/dodatkowe patrole/monitoring itp." Nie wiem, czy muszę dodawać, że od tamtej pory nie udało mi się zanotować wzmożonej aktywności SM na tym terenie, w zasadzie jest dokładnie odwrotnie - widzę ich jeszcze rzadziej, niż dawniej, i tylko w postaci przejeżdżającego samochodu, pojawił się, pojechał dalej. Parkingowa hucpa trwa w najlepsze. Zamierzam również wnioskować o słupki w innym miejscu, ponieważ wydzwanianie do SM nie skutkuje żadną interwencją. Przypuszczam nawet, że moje zgłoszenia nie są notowane. Pewnego razu zdarzyło się, że pani przyjmująca zgłoszenie zaczęła mi tłumaczyć, że nie ma problemu, bo "tam jest jeszcze górny chodnik"... Co najmniej dwa złamane przepisy: zastawienie całego chodnika i parkowanie w obrębie przystanku, a ona mi mówi przez telefon, że przecież można iść inną drogą (dookoła)! Nie do końca rozumiem te "skomplikowane przyczyny, mieszające się ze skutkami". Bo to trochę tak, jakby kierowcy byli wrednymi bachorami - jeśli widzą, że ktoś traktuje ich słupkami, to odbiją to sobie gdzie indziej kosztem chodnika, trawnika, przystanku, dojścia do pasów. A gdybyśmy założyli, że są ludźmi na poziomie, szanującymi znaki, przepisy kodeksu drogowego, subtelne granice typu krawężnik, linia zieleni, namalowana linia - to oni dostosowaliby się do tych oczekiwań i założeń. Niestety, tak nie jest. Jest fizycznie odbierana innym użytkownikom, okupowana przestrzeń, jest dewastacja, jest cwaniactwo, tupet, zerowa empatia i kompletnie nieliczenie się z innymi, skąpstwo i ołowiane tyłki (tuż obok płatny parking lub darmowy, tyle że 200 metrów dalej), a to wszystko niemal pod ochroną służb, które powinny to karać. Powiem tak: olewam współpracę SM i policji, tak samo, jak oni olewają mnie i swoje obowiązki służbowe. I wnioskuję o słupki, bo chcę móc dojść na przystanek, dojść do pasów, mieć szansę na ominięcie metrowych sopli, zwisających z budynku w zimie, nie mam ochoty przeciskać się gęsiego.
Ostatnio edytowano Pt paź 18, 2013 7:48 przez green_green_yellow, łącznie edytowano 1 raz
|