Z Rzepy:
Pracują w hospicjach i schroniskach dla zwierząt. Dbają o wygląd miasta i bronią zabytków. Opiekują się bezdomnymi i... myją okna sąsiadom. Nie dostają za to ani złotówki. Zapytani, dlaczego to robią, odpowiadają: bo ktoś musi.
W stolicy działa rekordowa liczba organizacji pozarządowych. Podczas gdy na Śląsku jest ich 5,5 tys., w Małopolsce tylko 4,5 tys., w Warszawie działa ponad 11 tys. A liczbę wszystkich wolontariuszy szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy.
Jak wrak ożywił Wisłę
Była połowa lat dziewięćdziesiątych, gdy Przemek Pasek dostrzegł w kanale Portu Czerniakowskiego zatopiony wrak przeżartej przez rdzę barki. Trochę dla zabawy, za symboliczną złotówkę, odkupił ją od Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Razem z przyjaciółmi wyciągnął wrak z mułu, wylał z niego wodę i oczyścił. W tym samym tygodniu na barce -ochrzczonej "Herbatnik" - odbyła się pierwsza impreza. - Wtedy zrodził się pomysł organizowania w Porcie Czerniakowskim koncertów i projekcji filmowych. Były to tylko nieśmiałe marzenia -wspomina chłopak.
W 2005 roku Przemek założył fundację Ja Wisła działającą na rzecz rzeki. Zdobył pierwsze dotacje z ratusza na organizację imprezy. - Rany, nie miałem pojęcia jak to się robi, do kogo trzeba iść, jak wypełnić druki - opowiada.
Dziś przy wsparciu ratusza organizuje m.in. plenerowe pokazy filmowe i rajdy rowerowe (w 2006 r. uczestniczyło w nich ponad 10 tys. osób). Wiele imprez fundacji odbywa się przy"Herbatniku". Fundacja ma wielkie plany. Dlatego działalność kulturalną łączy z ekologiczną. Dzięki jej staraniom udało się m.in. wstrzymać wycinkę 10 tys. nadwiślańskich drzew. -Chcemy stworzyć Skansen Rzeki Wisły -mówi Przemek.
Od 1998 roku działa inna organizacja, która dba o ekologię. Jej obecność widać w każdy ostatni piątek miesiąca na pl. Zamkowym. Tuż przed godz. 18 zbierają się tu tysiące rowerzystów. Ich przejazd przez miasto, tzw. Masa Krytyczna, to już tradycja.
- Pomysł zrodził się w San Francisco w 1992 roku, a do nas dotarł 6 lat później - opowiada Marcin Czajkowski, jeden z twórców MK.
Dla cyklistów kolorowe, wypełnione muzyką parady to nie tylko zabawa. - Jak przynajmniej raz na miesiąc urzędnik stanie w korku spowodowanym przez nasz przejazd, to może uświadomi sobie, jak ważne jest inwestowanie w ścieżki rowerowe - tłumaczy Czajkowski.
Dzięki tym spotkaniom rowerzyści zostali dostrzeżeni przez ratusz, który nie zawsze był im przychylny.
Pastorzy myją okna
Niektórzy pracę społeczną rozpoczynają i kończą na własnym podwórku, i to dosłownie. - Mój dom zaczyna się nie na progu mieszkania, ale na chodniku przed budynkiem -mówi Jarosław Chołodecki, współzałożyciel prężnego ruchu sąsiedzkiego - Stowarzyszenia Mieszkańców Ulicy Smolnej. Lokatorzy kamienicy zintegrowali się w obliczu zagrożenia, jakim w 2004 r. byli goście kontrowersyjnego klubu Labirynt. Później razem wyremontowali klatki schodowe i bramy, oczyścili ulice z pornoulotek, a fasady kamienic z graffiti.
- Nic tak nie łączy, jak wspólny wysiłek -przyznaje Dawid Wawrzyniak ze Społeczności Chrześcijańskiej, która od dwóch lat bezpłatnie myje okna na ul. Puławskiej. -Mało kto chciał nam uwierzyć, że pracujemy w ramach sąsiedzkiej samopomocy, bo to takie niewarszawskie.
Dodaje, że dzięki tej pracy poznaje się wielu ludzi. -Poprzednim razem wśród 170 wolontariuszy było m.in. 3 pastorów, 15 policjantów i 4 hiphopowców - wymienia.
Kiedy już wszystkie okna na Puławskiej są umyte, wolontariusze idą razem oddać krew.
Społecznicy często muszą długo czekać na efekty swojej pracy. Przekonali się o tym obrońcy zabytków. Ich Społeczny Projekt Rewaloryzacji Ulicy Ząbkowskiej udało się wprowadzić wżycie dopiero po kilku latach, kiedy z pomocą przyszły władze dzielnicy.
Dzięki zmianom Ząbkowska doczekała się własnego festiwalu, czyli Praskich Spotkań z Kulturą. Już od trzech lat jesienią ulica zamienia się na jeden dzień w artystyczny jarmark z happeningami, spektaklami teatrów offowych, wystawami i koncertami. W tym dniu prascy artyści otwierają dla zwiedzających galerie i studia.
Na początku festiwal organizowały praskie stowarzyszenia promujące kulturę, m.in. Art Barbakan. Pomogły też władze dzielnicy. Teraz włączyły się ogólnowarszawskie stowarzyszenia.
Tej wiosny kolejna praska ulica będzie miała swoje święto - festiwal odbędzie się na ul. Brzeskiej. - Co jak co, ale ta ulica nigdy nie miałaby szans kojarzyć się z działaniami kulturalnymi, gdyby nie społecznicy - podkreśla Irena Chmiel z Wydziału Kultury urzędu Praga-Północ.
Presji silnego lobby poddawane są też władze Śródmieścia. Powstałe w 1996 r. Stowarzyszenie Nowy Świat nieustannie zabiegało u nich o sezonowe zamknięcie ulicy i organizację imprez. Udało się dopiero dwa lata temu.
Latem Nowy Świat zmienia się w deptak, a zimą rozbłyska eleganckimi dekoracjami. Gorzej z wydarzeniami kulturalnymi. - Dzieje się tu coraz więcej, ale ciągle nie doczekaliśmy się kontynuacji Święta Nowego Światu, które po raz ostatni zorganizowaliśmy w 1997 roku - mówi Witold Fizyta ze stowarzyszenia. -To drogie przedsięwzięcie, którego sponsorzy nie chcą w całości finansować.
Dlatego społecznicy lada dzień po raz kolejny pójdą po dotacje do ratusza.
Polityka a bezinteresowność
Czym poza zachwytem i uznaniem mieszkańców może zaowocować ta gigantyczna praca? Sukcesem wyborczym.
Podczas tegorocznych wyborów samorządowych na Ochocie duże poparcie zyskali ci kandydaci, którzy udzielają się w organizacjach społecznych: Mariusz Prządek (Towarzystwo Przyjaciół Dzieci), Mirosława Kątna (Komitet Ochrony Praw Dziecka) czy Maurycy Seweryn (Towarzystwo Inicjatyw Społecznych Troska). Ten ostatni został nawet wiceburmistrzem dzielnicy.
-Ludzie nie zawiedli się na mnie - mówi Maurycy Seweryn. - Wiedzieli, że startuję nie z przyczyn ambicjonalnych, by zaistnieć jako polityk, ale po to, by skuteczniej pomagać innym.
Biuro Troski w piwnicy bloku przy ul. Sękocińskiej na Ochocie Seweryn otworzył w 2004 roku. Wokół siebie zgromadził garstkę wolontariuszy. Dziś ma ich ponad 100. Pomagają niezaradnym i najbiedniejszym.
- Ludzie wstydzą się nieszczęścia. Musimy sprawić, by się przełamali - wyjaśnia Seweryn. - Dlatego starannie dobieram wolontariuszy. To nie mogą być zimne skurczybyki, ale osoby otwarte na innych.
Jego organizacja m.in. udziela bezpłatnych porad prawnych (pomogła ok. 900 osobom) i psychologicznych, organizuje dni działkowca i mikołajki (w tym roku dla ok. 250 dzieciaków). - Dziś trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie samorządu bez współpracy ze społecznikami -mówi Marta Sokołowska z biura pełnomocnika prezydenta ds. organizacji pozarządowych.
Wylicza, że bez pracy społeczników nie działałyby m.in. kluby sportowe. Nie miałby kto organizować młodzieży czasu wolnego. Nie miałby kto zajmować się bezdomnymi (dziś w 100 procentach opiekę nad nimi pełnią organizacje pozarządowe). Nie funkcjonowałyby też schroniska dla zwierząt i hospicja, w których w większości pracują wolontariusze.
-Wypełniamy lukę, której nie są w stanie wypełnić urzędnicy. Bez nas by sobie nie poradzili, bo nasz czas pracy nie jest limitowany -mówi Ewa Flatau, dyrektor Warszawskiego Hospicjum Społecznego pomagającego od 20 lat chorym i ich rodzinom, m.in. ze Śródmieścia, Bielan i Żoliborza. -Członkowie naszego stowarzyszenia to wolontariusze. Pracują za słowo: dziękuję.
Społecznicy mają pod górkę
Społecznicy skarżą się, że w ratuszu każdą złotówkę trzeba sobie wychodzić, wyprosić. Często, kiedy już im się uda przekonać urzędników do pomysłu`, obiecane pieniądze wpływają nie przed, lecz już po rozpoczęciu działań.
- Utyskują też na nadmiernie rozbudowaną administrację, niejasne kryteria przyznawania środków i konkursy preferujące jednych wykonawców, a dyskryminujące innych - wylicza Jan Herbst ze Stowarzyszenia Klon/Jawor badającego organizacje pozarządowe.
Z analiz, które stowarzyszenie przeprowadziło w 2004 r., wynika, że w Warszawie i na Mazowszu społecznicy są bardziej krytyczni w ocenie współpracy z administracją niż w innych częściach Polski. Czy polityka prowadzona przez nową prezydent poprawi notowania urzędników?
- Do tej pory organizacje te były traktowane po macoszemu - przyznaje Hanna Gronkiewicz-Waltz. -Chcę, by stały się naszymi partnerami, tym bardziej że często wydają pieniądze efektywniej niż administracja.
Prezydent zapewnia, że chce zawierać z organizacjami, szczególnie tymi o ugruntowanej już pozycji, umowy wieloletnie. - Dla miasta to korzystne rozwiązanie, bo ogranicza biurokrację - tłumaczy.
Społecznicy cieszą się z tych deklaracji, ale są ostrożni: na pierwsze efekty współpracy trzeba poczekać.
ANNA BRZEZIŃSKA, ALEKSANDRA PAULSKA
|