Ratnik napisał(a):
Motobiznes jest bardzo cwany. Koszty ruchu samochodowego ponosi głównie otoczenie, natomiast korzyści czerpią kierowcy i to oni a nie otoczenie, decydują o zakupie auta, dlatego do nich kierowana jest oferta motobiznesu.
Są podejmowane takie próby -- nosi to nazwę
internalizacja kosztów zewnętrznych. Na Zachodzie, gdzie jest tradycja płacenia za dobra, usługi itp., wychodzi to lepiej. U nas, szczególnie po okresie wolnizny, kierowcy, których ma się nakłonić do jakiejś opłaty, ryczą o "straszliwym haraczu" i zachowują się, jakby naruszono ich prawa człowieka i obywatela.
Ratnik napisał(a):
dziwne że np. silniki elektryczne pozostają właściwie na poziomie studenckich eksperymentów i ich odmiany stanowią tylko niewielki procent poważnej produkcji. Tyle lat po ich wynalezieniu, po tylu latach postępu technicznego. Ale może rzeczywiście to jest problem techniczny a nie polityczny.
O tym w odpowiednim wątku na tym forum. Ratnik napisał(a):
Tam, gdzie wielu ludzi widzi spisek, naciski władzy, format poprawności politycznej, Chomsky dostrzega wymóg zwięzłości. Oszczędność czasu wymaga krótkiej formy przekazu, a więc nie przejdzie nic, co byłoby sprzeczne z poglądami popularnymi.
Kluczowa dla przekazu dla mas jest redundancja. News jednorazowy nie jest newsem. Niezbędne jest powtarzanie, które utrwala przekaz --
vide sprawa "małej Madzi i jej maci", to, że Chris czy inny dupek dał po pysku Rihannie itp., a w tym czasie wiadomości ważkie umykają.
Ratnik napisał(a):
To znaczy, co robią? Dziennikarzy przekupują?
Oczywiście. Nie tak, że przychodzą do firmy z kieszeniami wypchanymi pęczkami banknotów, ale stosują lobbowanie rozciągnięte do granic wytrzymałości tego pojęcia.
Ratnik napisał(a):
W każdym z portali internetowych (tak jak przejrzałem przynajmniej) jest spory dział "MOTO" - może jest on i sponsorowany przez branżę samochodową, ale to przecież nie znaczy, że media nie mogłyby poważnie informować o negatywnych skutkach motoryzacji.
Po pierwsze -- osobnicy tam zatrudniani (patrz Ziętarski) nie mają żadnych zahamowań przed używaniem, a nawet nadużywaniem samochodu. Miałem okazję przez jakiś czas pracować przy takiej redakcji. Gdy mieli dostać do testowania kolejny samochód, dostawali ślinotoku jak stado buldogów. Ponieważ jeździli samochodami do testów, paliwo fundowała firma wypożyczająca, lub redakcja -- zero stosowania publicznego transportu itp.
Ratnik napisał(a):
im więcej rowerzystów, tym mniej tych kierowców, a więc drogi rowerowe powinny powstawać kosztem jezdni dla samochodów a nie chodników.
Na to na Zachodzie już wpadli...
green_green_yellow napisał(a):
Wąski chodniczek obok PUSTEJ jezdni osiedlowej. I kozak-imbecyl na rumaku. Naprawdę, mam dość. Jakakolwiek obrona rowerzystów po prostu więźnie w gardle.
Niestety, to się często zdarza.
Po części winę ponoszą panowie milicja, reprezentujący podejście: "
rowerzysta ma poruszać się po drodze dla rowerów lub poboczem. Ostatnim miejscem dla rowerzysty jest jezdnia". Niestety, to samo powielał pan aktor w filmiku "edukacyjnym", sponsorowanym przez Pełnomocnika...
Życzyłbym sobie, żeby wszyscy rowerzyści w okolicach Uniwerku zjechali na jezdnię... Byłaby to bezustanna Masa Krytyczna...