Dosyć trafna ewaluacja dotychczasowej strategii rozwoju:
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,131 ... a_sie.htmlCytuj:
[...]
Polska wschodnia dostała dodatkowe środki unijne na wyrównywanie rozwoju.
Za zewnętrzne pieniądze nie zdynamizuje się tempa wzrostu regionu, który dla nikogo z zewnątrz nie jest interesujący i który nie ma własnego silnego potencjału.
My pompowaliśmy tam pieniądze przez tylko kilka lat. A w USA znacznie większą rzeką pieniędzy próbowano przez prawie 40 lat zmienić Appalachy. Tradycyjnie to obszary biedy. Dwie trzecie przeznaczono na drogi, wychodząc z założenia, że jak się je zbuduje, to region się rozwinie. Co się okazało? Nowe drogi wcale nie przyczyniły się do napływu kapitału i ludzi do Appalachów środkowych. Przyczyniły się wręcz do "wypłukania" najbardziej aktywnych mieszkańców, którzy łatwiej znaleźli pracę poza swoim regionem.
[...] niestety większość środków unijnych jest wydawanych na cele prosocjalne (to tzw. efekt popytowy).
Jakie to cele socjalne?
Dom kultury, droga, która nie przyspieszy wzrostu gospodarczego, oczyszczalnia ścieków w wyludniającej się gminie, która nie jest atrakcyjna gospodarczo. Oczyszczalnia nie otworzy takiej gminy na rozwój. Ona tylko przyczyni się do tego, że mieszkańcy będą więcej płacili za wodę i być może będą mniej zanieczyszczali środowisko.
To źle?
Dobrze. Samo w sobie dobrze, poprawia się komfort życia. Ale w takiej gminie coraz mniejsza liczba ludzi będzie musiała coraz więcej płacić za niepełne wykorzystanie oczyszczalni, kanalizacji, a gmina będzie musiała do tego dopłacać w nieskończoność.
W Hiszpanii są 4 lotniska, które nie widziały samolotu, a każde większe miasto w Polsce buduje lotnisko: Lublin właśnie je otworzył, w kolejce są Kielce, a nawet Radom - 90 km od Okęcia z coraz lepszym do niego dojazdem!
[...]
Ale przecież jak się coś buduje, to nakręca to gospodarkę.
Ale tylko na krótką metę. Wydajemy, wydajemy, kręcimy się szybciej. Na autostradę dostarcza się piasek, betoniarki wożą cement, ludzie mają pieniądze, idą do fryzjera, fryzjer idzie do krawca, krawiec kupuje nową lodówkę itd. Ale pieniądze się kończą i ten wzrost wygasa.
Jeśli tych środków, które zostały do 2013 r., a zwłaszcza tych przypadających na lata 2014-20, nie wydamy w taki sposób, że efekt rozwojowy (podażowy) trwale zwiększający efektywność gospodarowania będzie wysoki, jeżeli na trwałe nie zdynamizujemy gospodarki, to możemy się nawet udławić ową infrastrukturą, którą już sobie zbudowaliśmy i którą dalej będziemy budować.
[...]
W gminie Świątki koło Olsztyna był przysiółek, gdzie mieszkało kilka rodzin i jedno dziecko. Najważniejszy obywatel gminy, bo dzięki niemu droga do tego przysiółka była odśnieżana, by mógł przejechać gimbus. Zaczęto wywierać presję na wójta, żeby wszystkim pociągnąć wodociąg. Rozsądny wójt mówi: "Nie, kochani, nie stać nas na to". Infrastrukturę należy koncentrować, komuś mieszkającemu pod lasem raczej należy powiedzieć "Radź sobie sam albo przy naszej pomocy przenieś się do środka gminy, tu będziesz miał wodociąg i kanalizację".
Narzeka pan, że za dużo pieniędzy idzie na cele socjalne. Ale Polska B z definicji jest obszarem bardziej socjalnym. Jakie mogą być cele rozwojowe w regionie, który nie jest rozwojowy?
Stwarzać warunki dla działalności gospodarczej, która ma jakiś sens. Pomagać obiecującym. Wspierać miasta, w tym miasto wojewódzkie i jego funkcje ponadlokalne. Może zamiast drogi znikąd donikąd kształcić nauczycieli, by uczyli racjonalniej i sensowniej. Każde dziecko w przedszkolu. Zajęcia pozalekcyjne. Komputery z dostępem do internetu w szkołach. Biblioteki.
A później ludzie i tak wyjadą
Wyjadą. Ale część zostanie. A nawet jak gmina się wyludnia, to co w tym złego? Przecież ci, którzy wyjeżdżają, znajdują lepsze warunki pracy i życia gdzieś indziej - mamy im tego zabronić? Czasy pańszczyzny już się skończyły.
Może te gminy częściowo zalesić, może pozostawić nieużytki? Kiedyś w szacownym gronie wyrwałem się: "Przynajmniej strusia będzie gdzie na spacer wyprowadzić". Będziemy cieszyć się ciszą, przestrzenią, spokojem. Owszem, droższe będą usługi socjalne, trudniejszy do nich dostęp. Ale tu właśnie może wkroczyć państwo z pomocą. Zresztą - czy lepiej nabudować infrastruktury, która tych ludzi i tak nie zatrzyma, a która potem będzie obciążeniem? Ta groźba jest realna.
Wszyscy, poczynając od polityków PO występujących w nieszczęśliwym spocie przedwyborczym ("Tylko my zapewnimy 300 mld"), po skandaliczne powiedzenie "wyciskanie brukselki" autorstwa Waldemara Pawlaka, mamy w głowie "money", "kasę". To euro nam świeci przed oczami. Nieważne, na co wydamy, tylko ile. Szukamy problemu do pieniędzy, a nie odwrotnie. Pytamy: "ileśmy wydali?", "czy nie będziemy musieli niczego zwrócić?". Prowadzimy bezsensowne szkolenia, rozdajemy albumy, wizytowniki, etui na CD, teczki, kalendarze, kubki, zabawki, czekoladki, memory sticks (we środę to wszystko dostałem w szacownej agencji rządowej). A ja bym się bardzo ucieszył, gdybyśmy musieli coś zwrócić i przyznali się, że nie jesteśmy w stanie tego sensownie wydać.
Biedny wschód to problem, pieniądze unijne to problem. Nie za bardzo pan narzeka?
Wschód nie jest szczególnym przypadkiem, biednieje (w porównaniu do średniej krajowej) także zachód Polski i inne obszary położone "daleko od metropolii".
Nie narzekam, tylko nie wierzę w sprawczą moc pieniędzy unijnych. Inwestowanie w tradycyjny sposób jest zabójcze. Europejskie badania dowodzą, że takie wspieranie biedniejszych regionów może nawet zmniejszać ich długofalową konkurencyjność.
[...]
Grecja upada, bo źle wykorzystała środki unijne, oszukiwała wszystkich dookoła i samą siebie. Hiszpania ma przerost infrastruktury, która nierzadko idzie w ruinę. Uczmy się od innych! Nie popełniajmy ich błędów!
[...]