Makulatura na papier toaletowy aż z Niemiec
Katarzyna Wójtowicz 2007-07-10
Źle segregowane gazety z całej stolicy trafiają na wysypisko, a podwarszawski producent papieru toaletowego kupuje makulaturę za granicą
Należący do skandynawskiego koncernu Metsä Tissue zakład w Konstancinie produkuje papier toaletowy "Mola". - Stawiamy na ekologię, dlatego w 100 proc. powstaje z makulatury - mówi Anna Jackowicz, odpowiedzialna w firmie za jakość produkcji.
Na 100-gramową rolkę ekologicznego papieru potrzeba 130 gramów makulatury. Jednak ta z Warszawy nadaje się tylko częściowo. Papiery, gazety i opakowania, które wrzucamy do niebieskich pojemników, trafiają w dużej części na wysypisko lub do spalarni. Powód? - Urzędnicy i firmy odbierające śmieci nie przekonały jeszcze mieszkańców do segregacji odpadów. W wielu miejscach ciągle nie ma pojemników na surowce. W efekcie, razem z papierami nadającymi się do ponownego przetworzenia, w jednym pojemniku często lądują zwykłe śmieci - mówi Bernard Wierzbik, dyrektor zakładu w Konstancinie.
Jego zdaniem makulatury brakuje też w Warszawie z powodu braku porządnej kampanii informacyjnej. - Ludzie nie wiedzą, że papier toaletowy nie może być robiony z czasopism o śliskich okładkach. Najlepiej nadają się do tego celu czyste gazety bez kolorowych błyszczących dodatków, a także np. dokumenty pocięte przez niszczarki. Niestety, wiele firm, np. Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, nie jest dobrze przygotowanych do sortowania gazet. To kolejny powód, dlaczego nam brakuje makulatury - mówi Wierzbik.
Dodaje, że warszawiacy nie są zmotywowani do segregacji, bo firmy na ich oczach wrzucają wszystkie odpady do jednej śmieciarki. Ciągle też kuleje system kontroli firm, z którymi miasto podpisało umowy. W efekcie spora część makulatury, za którą chciałyby zapłacić zakłady produkcyjne podobne do tego z Konstancina, ląduje na wysypisku śmieci.
- Z województwa mazowieckiego trafia do nas tylko 2,5 tys. ton papieru, a do produkcji potrzebujemy 2,8 tys. ton. Dlatego brakującą resztę musimy kupować w innych województwach, a nawet za granicą. 300-400 ton makulatury sprowadzamy aż z Niemiec i Czech - mówi Bernard Wierzbik.
Jego zdaniem makulatury w Warszawie jest dużo, ale zakłady nie mogą z niej korzystać z winy urzędników i firm, które odbierają śmieci. - Chętnie zapłacilibyśmy za makulaturę z Warszawy, bo to dużo taniej, niż sprowadzać tę z Niemiec.
Rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania nie potrafi dokładnie wytłumaczyć, co się dzieje z gazetami, które wrzucane są do pojemników MPO. - Oddajemy je najczęściej przetwórcom, ale nie chcą ich brać nawet za darmo. Mamy chętnych tylko do kupna kartonów - mówi Eugeniusz Góra.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4305369.html