http://miasta.gazeta.pl/olsztyn/1,35189 ... datow.htmlStrażnicy nie chcą robić w fabryce mandatów
Uruchomienie kamer nagrywających auta przejeżdżające skrzyżowania na czerwonym świetle oddala się. Urządzenia miała instalować prywatna firma, z którą miasto musiałoby się dzielić zyskiem. A to niedozwolone. System, oprócz kamery nagrywającej samochody łamiące przepisy, składałby się też z fotoradaru rejestrującego prędkość pojazdów przejeżdżających skrzyżowanie. Przymiarki do jego uruchomienia trwają od kilku miesięcy. Dzięki niemu poprawić się ma bezpieczeństwo na drogach. Drogowcy przekonują, że kierowca przejeżdżający skrzyżowanie na pomarańczowym bądź czerwonym świetle, porusza się bardzo szybko i przez to stwarza większe zagrożenie dla innych samochodów, a zwłaszcza pieszych. - Nie dość, że dzięki kamerom poprawi się bezpieczeństwo na ulicach, to do miasto będą jeszcze płynąć pieniądze z mandatów. Skoro spadają dochody miasta ze sprzedaży nieruchomości, to takie dochody są nie do pogardzenia - mówi Paweł Jaszczuk, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów.
Miejscy radni z komisji prawa i samorządności już zapoznali się z możliwościami systemu - prezentację przygotowała jedna z firm. Pomysł spodobał się. Entuzjastą namawiającym do jak najszybszego wprowadzenia tych urządzeń w Olsztynie jest m.in. Adrzej Szóstek, radny PO i dyrektor Wojewódzkiego Ośródka Ruchu Drogowego. Na ostatniej sesji apelował o przyśpieszenie prac nad systemem.
I tu zaczynają się schody. Drogowcy szacują, że system będzie kosztował kilka, a może i kilkanaście milionów złotych. Dokładna cena nie jest znana, bo w żadnym mieście kamery nie zostały zainstalowane na taką skalę. Kwota przekracza możliwości budżetu miasta. Dlatego urządzenia miałaby zainstalować prywatna firma, a zyskiem miasto by się z nią podzieliło.
To co teoretycznie wydaje się takie proste, budzi poważne zastrzeżenia. Straż miejska, która miałaby system obsługiwać, dostałaby sporo nowej roboty. - Byliśmy z drogowcami w Tarczynie [gdzie system jest właśnie uruchamiany - red.] i tam do obsługi jednego radaru zatrudnionych jest 10 osób. Przypomina to pracę w małej fabryce - mówi Jarosław Lipiński, zastępca komendanta straży miejskiej. Tymczasem system w Olsztynie byłby o wiele większy, bo weszłoby do niego co najmniej kilka najważniejszych skrzyżowań.
Swoje zastrzeżenia na pewno będą zgłaszać też kierowcy, obawiając się, że kamery i fotoradary na skrzyżowaniach będą ich łapać nawet za minimalne wykroczenia. W dodatku rzecznik praw obywatelskich już w lipcu zapytał Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, czy wynajmowanie przez gminy takich urządzeń prywatnym firmom jest zgodne z prawem. Poddał także w wątpliwość - co najważniejsze - możliwość dzielenia się zyskiem przez obie strony.
Olsztyńscy drogowcy wiedząc o tych wątpliwościach postanowili wstrzymać nieco przygotowania do uruchomienia systemu. - Poczekamy, co ma do powiedzenia MSWiA w tej sprawie - zapowiada Paweł Jaszczuk.
Urzędnicy czekają na oficjalne stanowisko resortu. Nam ministerstwo już odpowiedziało. Okazuje się, że wg MSWiA choć straż miejska może korzystać z urządzeń należących do prywatnych firm, to niedopuszczalne jest, by w umowach z nimi można było określać ich udział we wpływach z nałożonych mandatów. Oznacza to, że trzeba będzie jeszcze raz przyjrzeć się ewentualnym sposobom finansowania systemu wychwytującego kierowców na skrzyżowaniach.
Źródło: Gazeta Wyborcza Olsztyn