Ratnik napisał(a):
Tabula rasa napisał(a):
Ratnik napisał(a):
(A może raczej jazdę po mieście, no bo co z tymi, co nie przekraczają rogatek miasta?)
Dobre pytanie. Tak samo eksternalizują koszty.
Może takie rozwiązanie: opłata za dany nr rej i później na zasadzie fotoradaru (a propos, to prawda że nagle stały się nielegalne??) - przypadkowe skanowanie i opłata specjalna, jeśli brak tej podstawowej.
Np 500 zł?
No tak, ale gdzie byłyby codzienne wpłaty za auta, które poruszają się tylko w granicach miasta?
Coroczna opłata byłaby zbyt wysoka jak na jedną wpłatę (7.300 zł) Może opłaty dotyczyłyby tylko jakichś stref?
Warszawa dzieli się na gminy, może punkty poboru ustawić na granicach gmin?
A dlaczego nie może być tak jak pisałem? Żadnych bramek, po prostu fotoradar kontroluje rejestracje, któraś nieopłacona - cyk i po sprawie.
Tak jak obecnie z biletem ztm - masz mieć i koniec.
Płacić można przez net, smarkfonem, zdrapką z kiosku - jakkolwiek.
"500 zł to opłata za 25 dni codziennych przejazdów."
Tak (niekoniecznie codziennych), 25. Dobra kara? Za niska? Za wysoka?
"Nie zastanawiałem się nad tym głębiej, pomyślałem tylko, żeby odnieść koszty do człowieka a nie pojazdu, żeby człowiek i jego przewóz były podmiotami a nie samochód"
Ależ to samochód osobowy wiozący 1,18 osoby produkuje spaliny i kongestię. Dla pojazdów z określoną liczbą pasażerów na pokładzie (4? 6? 7?) mogłyby być ulgi.
"Dla właściciela 4-osobowego malucha 16 zł to może być więcej niż 20 dla właściciela limuzyny."
- Z biletem metra, opłatą za veturilo, z czymkolwiek - jest tak samo. Właśnie w tym problem, że milcząco uznano iz "samochód prawem, nie towarem"
"Można oszukać system przerabiając auta."
Jak?
"Tak. Myślę, że dla wielu ten problem byłby podstawowym dowodem, że "nie da się" a pomysł to "bujanie w obłokach"."
Będzie bujaniem, jeśli będzie się do tego podejdzie w sposób znany nam niestety z doświadczenia. Ludzie buntują się przeciw różnym zrównoważonym rozwiązaniom, ponieważ są one źle realizowane.
"Zastanawiam się też nad tym, żeby koszt przejazdu nawet zbiorkomem w całości opłacali pasażerowie - żadnych dopłat z miasta."
Jestem dokładnie przeciwnego zdania.
"1) Można podzielić miasto na sfery i opłatę uzależnić od tego w jakiej jesteśmy"
Hmmm... Za a nawet przeciw. Jakie strefy (koncentryczne czy "dzielnicowe"), w jakim celu, co dają, za co?
2) "Można uzależnić opłatę od ilości osób przewożonych. Tu jednak wystąpi problem, jak taką opłatę pobrać."
Tak. Za, jeśli jw - im więcej pasażerów na dymiącego kongestnika, tym taniej/
"3) Można uzależnić opłatę od samochodu, im bardziej ekologiczny tym mniejsza lub praktyczny zakaz wjazdu do niektórych sfer dla samochodów nieekologicznych."
Za a co najmniej do rozważenia.
"4) Można uzależnić opłatę od tego, czy ktoś płaci PIT w Warszawie."
Zdecydowanie przeciw. To nie ma wpływu na efekty użyszkodnikowania samochodu.
Poza tym rozumiem, że chodzi o aglo. Inaczej kontynuujemy poroniony pomysł "Karty Warszawiaka" dzielącej aglomerację po przypadkowych szwach.
"Można wprowadzić abonament lub opłatę jednorazową."
Jeden dzień - jedna opłata. Nie promujmy notorycznego szkodzenia.
"Nie bałbym się o to, jakby funkcjonował KM po takim zakazie. Wydatki na samochody i infrastrukturę im towarzyszącą są ogromne."
Ale chodzi o okres przejściowy. Jeśli 31 maja ludzie jakoś tam się dopychają puszkami do celu, to 1 czerwca muszą odpowiednio dobrze zostać doń dowiezieni. Akcja "teraz wam łupniemy dwie dychy dziennie, ale za to za 4 lata, to, panie, hohoho, V śr zbiorkomu wzrośnie z 12 do 18 km/h" (przec. kierowca nie wie, że dużo szybciej i tak nie jeździ) będzie tym, o czym pisałem: słusznym wmurwieniem ludzi na rozwiązanie, które miało być zrównoważone, a wyszło jak zwykle
"Przejazdy przez wsie są dla ich mieszkańców tak samo uciążliwe jak w Warszawie."
Z tym zdecydowanie się nie zgodzę. Przejazdy tysięcy samochodów przez wsie tranzytowe - to tak. Dla własnego transportu lokalnego samochód osobowy w niezbyt gęsto zaludnionym terenie jest nieraz bardzo potrzebny. Tutaj opłaty za kongestię (której w danym miejscu nie ma) byłyby drakońskim drenowaniem kieszeni.
Ogólnie powiem tak. Przemieszczam się po W-wie wszystkimi środkami lokomocji. Pierwsze dwa to samochód i rower - nie wiem czy w tej kolejności, czy w odwrotnej. stwierdzam, że miasto jako takie jest stworzone do poruszania się rowerem lub zbiorkomem - natomiast Warszawa bardzo wyraźnie karze za zachowania zrównoważone i promuje jazdę samochodem (by nie rzec "zmusza"). Dlatego tak wysoki udział tego środka lokomocji.
Cieszę się z każdej rysy na tym betonie. Jednak w ogólnym bilansie kontrapas tu czy przejazd tam niewiele zmienia. Po prostu nadal miasto mocno zachęca do wjeżdżania samochodem. Jeśli ludzie kojarzą zakaz wjazdu z "nie ma jak dojechać" to m.in. dlatego, że organizacja transportu wymusza na nich używanie samochodu. W takiej sytuacji wprowadzanie opłat będzie wyglądało na objaw schizofrenii. To musi być element większej całości.