Dawno, dawno temu niejaki pan Raffles zarządził w koloniach, że nowe budynki mają wystawać półtora metra nad chodnik, by umożliwić przechodniom poruszanie się w miejscu osłoniętym przed słońcem i deszczem:
http://en.wikipedia.org/wiki/Five_foot_wayW Malezji i Singapurze to działa do dzisiaj, można nawet znaleźć zadaszone chodniki na nowych blokowiskach, dojściach do dworców autobusowych itp.
Jakiś czas temu byłem w Oslo i wydaje mi się, że tam również można znaleźć ślady podobnego myślenia. W jesienną słotę bardzo cenne
Jak uważacie, czy podobne rozwiązanie miałoby sens w Polsce? Proponuję na początek pominąć dla uproszczenia brak warstwowej własności w obecnym systemie prawnym oraz fakt, że jakiekolwiek planowanie, a zwłaszcza długoterminowe, w Polsce przyjmuje się słabo, i skupić na meritum.
W Warszawie mamy np. podcienia na placu Konstytucji, na kawałku Chłodnej, albo w nowym biurowcu na Wroniej. A wyobraźmy sobie np., że taki np. inwestor ciągu biurowców Atrium dostaje pozwolenie, by na wysokości od 10 m w górę wyjść 5 m bliżej jezdni al. Jana Pawła II. Czy takie kilkaset metrów podcienia byłoby fajne? A kilka kilometrów w wykształconej przecież w ostatnich latach pierzei al. KEN?
Z jednej strony w Warszawie pada relatywnie rzadko, nie jest to ani Singapur, ani Hamburg. Z drugiej jednak pada i bywa nieprzyjemnie. A w konsekwencji zmian klimatycznych częściej w naszym grajdołku mogą się pojawiać zjawiska ekstremalne.
Czy takie podcienia - w połączeniu np. z zadaszeniami węzłów przesiadkowych - mogłyby nieco ograniczyć parcie na podróżowanie klimatyzowanym samochodem z jednego garażu podziemnego do drugiego? Albo wydłużyć sezon na ogródki kawiarniane? Ot, taki kompromis między pełną izolacją od warunków zewnętrznych, a braniem wszystkiego na klatę.
Na pewno trzeba by jakoś zapewnić bezpieczeństwo społeczne, tak by te podcienia nie były ciemne ani zasikane.
Czy podcienia mogłyby być na tyle duże, by zapewniać zadaszenie także rowerzystom?