http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13284352,Nowy_pomysl_ZDM__pasy_na_jezdni_odblokuja_skrzyzowania_.htmlNowy pomysł ZDM: pasy na jezdni odblokują skrzyżowania?Aż 40 proc. ofiar wypadków w stolicy stanowią piesi. Czy ulice w Warszawie są za szerokie, a system komunikacji jest zbyt przyjazny kierowcom? Miejski inżynier ruchu chce wprowadzić strefy zakazu postoju na skrzyżowaniach, ale nie zgadza się na sekundniki odliczające czas do czerwonego światła.
O bezpieczeństwo w ruchu ulicznym Zarząd Dróg Miejskich spytał specjalistów i zwykłych warszawiaków, którzy przyszli na debatę w siedzibie Automobilklubu Polskiego przy Pańskiej. Organizatorzy przyznali, że zainspirowała ich seria niedawnych artykułów w "Gazecie Stołecznej" i listy naszych czytelników o groźnych sytuacjach na skrzyżowaniach.
W 2012 r. w Warszawie odnotowano największy w Polsce spadek ofiar wypadków. Zginęło 55 osób, w 2011 r. - 90. Jeszcze w latach 90. liczby te były zbliżone do 200. Inaczej niż na drogach w kraju w stolicy główną przyczyną najgroźniejszych zdarzeń nie jest nadmierna prędkość, tylko nieprawidłowe przejeżdżanie przez przejścia dla pieszych, a także wymuszanie pierwszeństwa przejazdu. Tylko 13 proc. śmiertelnych wypadków spowodowali piesi, stanowili za to aż 40 proc. ofiar. - Coraz częściej przyczyną jest nagłe wtargnięcie na jezdnię. Ludzie nie myślą, nie patrzą i ciągle pędzą - zdiagnozował sytuację mł. insp. Piotr Jakubczak z Komendy Stołecznej Policji.
Ulice są za szerokie
Przeciwko takiemu stawianiu sprawy zaprotestował Rafał Muszczynko z Zielonego Mazowsza. Według niego na Zachodzie nie wypada nawet mówić o "nagłym wtargnięciu na jezdnię". Inny dyskutant, który przedstawił się jako członek Towarzystwa Polsko-Szwedzkiego, podkreślał, że w cywilizowanej Europie kierowca zatrzymuje się na sam widok pieszego, który zbliża się do zebry.
- A na skrzyżowaniu Wisłostrady z ul. Gagarina, gdzie podniesiono dopuszczalną prędkość do 70 km na godz., ulubionym sportem kierowców jest jeżdżenie przechodniom niemal po piętach. Od inżyniera ruchu usłyszałem, że jak mi się nie podoba, to mogę sobie podejść 400 m przez kładkę - skarżył się Piotr Noculewicz, który już od półtora roku prosi urzędników o reakcję. Piesi nie są w stanie przejść przez szeroką jezdnię Wisłostrady, bo szybko zaczyna migać zielone światło.
- Gdybyśmy znowu mieli zaczynać odbudowę naszej Warszawy jak w 1945 r., to na pewno nie wyznaczalibyśmy trzypasowych ulic przez środek miasta - przyznała dyrektorka ZDM Grażyna Lendzion i spytała, kto jest winny niebezpiecznym sytuacjom u zbiegu Wisłostrady i Gagarina. - Wszyscy - odparł policjant, po czym razem ze strażnikiem miejskim stwierdzili, że trudno im wystawić patrol na stałe, bo takich groźnych skrzyżowań mają po kilka w każdej dzielnicy.
Inżynier ma opory
Drogowcy reklamowali debatę pytaniem: „Czy miejski inżynier ruchu Janusz Galas zasługiwał na nominację do »Nogi od Stołka «”? I choć odpowiedź nie padła wprost, to z opinii, które wygłaszał sam nominowany, łatwo można to wydedukować. Na zarzut jednego z mieszkańców, że w mieście panuje kompletny bezwład przy wyznaczaniu stref uspokojonego ruchu na bocznych ulicach, Janusz Galas odparł: - Dzielnice nie mają pieniędzy nawet na wymianę pordzewiałych znaków.
Co z podnoszeniem poziomu jezdni na przejściach dla pieszych, by w ten sposób zmusić kierowców do wolniejszej jazdy? Według inż. Galasa jest to możliwe na mniejszych ulicach, ale też wiąże się z kosztami. Przyznał, że nie chciał powrotu zielonych strzałek umożliwiających skręcanie w prawo na czerwonym świetle, ale przekonywał, że "media zorganizowały w tej sprawie nagonkę". Kilka osób upominało się o sekundniki przy sygnalizacjach, żeby piesi i kierowcy wiedzieli, ile czasu mają do czerwonego światła. Choć takie urządzenia działają w wielu miastach, Janusz Galas stwierdził, że nie pozwalają na to przepisy i programy warszawskiej sygnalizacji, które zmieniają się w zależności od natężenia ruchu. - Po prostu Warszawa jest miastem nowoczesnym - skwitowała szefowa ZDM.
Jej podwładny Marek Werczyński zapowiedział za to walkę z plagą blokowania skrzyżowań przez kierowców, którzy z powodu korków nie mogą z nich zjechać, zanim zapali się czerwone światło. Na środku jezdni mają być zaznaczane miejsca (czerwona lub niebieska powierzchnia albo linie), gdzie nie wolno się będzie zatrzymać. Takie rozwiązanie stosowano już w Warszawie w latach 80. Powrót do niego ZDM chce zacząć od eksperymentu na zakorkowanym wyjeździe z Dworca Centralnego na ul. Emilii Plater.
Marek Werczyński zapowiedział też ustawianie słupków w miejscach, gdzie nieprawidłowo zaparkowane samochody zasłaniają widoczność pieszym i kierowcom. Przez rok w całej Warszawie stanęło 6 tys. nowych słupków, a 8 tys. odnowiono. Pytanie tylko, czy większość z nich zwana "patriotkami" musi być tak brzydka?
"Po prostu Warszawa jest miastem nowoczesnym".
Natomiast spadek liczby ofiar jest chyba jakoś skorelowany z nasiloną budową azylów dla pieszych z prefabrykatów. Szkoda, że o tym brak wzmianki.
Generalnie ostatnie komunikaty płynące z ZDM są dziwne: z jednej strony już kilka razy padły wypowiedzi, z których można by wywnioskować, że zaczyna do nich docierać to, czego na tym forum już nawet nie trzeba powtarzać (niedawno był artykuł o deklaracji ZDM, że remontowane ulice muszą także być przeprojektowywane pod kątem brd, teraz mamy dostrzeżenie faktu, iż szerokie ulice są problemem). Ale z drugiej strony, jak się temu dokładniej przyjrzeć, to można odnieść wrażenie, że oni w gruncie rzeczy nie rozumieją tego, co głoszą.