Kontynuując przegląd prasy. Bardzo niereprezentatywny test:
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,94005,5661455,Jazda_na_czas_w_warszawskich_korkach.html
Stolica w ogonie najwolniejszych miast w Polsce. 15 km z centrum na Tarchomin
jechaliśmy samochodem aż 78 minut ze średnią prędkością 11,5 km na godz.
Jak wygląda wasza codzienna jazda po Warszawie? Gdzie stoicie w korkach?
Którymi ulicami jeździ się najgorzej? Czekamy na listy:
stoleczna@agora.pl
Reporterzy "Gazety" zmierzyli w 20 największych polskich miastach, z jaką
prędkością jeździ się w nich w popołudniowym szczycie. Zakorkowana Warszawa
wypadła w tym porównaniu fatalnie - jeszcze wolniej niż w stolicy kierowcy
suną tylko w Rzeszowie, Gdańsku, Lublinie, Kielcach, Krakowie i Opolu (patrz
tabela).
My wyruszyliśmy z centrum na Tarchomin i była to droga przez mękę. Codziennie
pokonują ją tysiące mieszkańców tej wciąż rozbudowującej się części miasta.
Dziś sprowadza się tu wielu warszawiaków, ale też przyjezdnych skuszonych w
miarę przystępnymi jak na stolicę cenami mieszkań. Jednak z badań, które na
zamówienie "Gazety" przeprowadziła w marcu firma IQS and Quant Group, wynika,
że aż dwie trzecie mieszkańców tej części Warszawy źle ocenia trasę dojazdu
samochodem do centrum, a 41 proc. - wręcz fatalnie.
Wybija godz. 16. Jesteśmy na centralnym rondzie stolicy u zbiegu
Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich. Wyjazd ze Śródmieścia w godzinach
popołudniowego szczytu komunikacyjnego trwa koszmarnie długo. Pokonanie
pierwszych dwóch kilometrów Marszałkowską do pl. Bankowego, przy którym
urzęduje prezydent Warszawy, zajmuje aż 16 minut. W tym czasie mijają nas
cztery tramwaje, które prują po torach wydzielonych z jezdni.
Ale prawdziwa próba dopiero przed nami. Bo największy problem dla wielu
warszawiaków rano i po południu to dostać się na most i przeprawić przez
Wisłę. Pierwsze podejście: most Gdański - dojazd kompletnie zablokowany przez
jadących do innych prawobrzeżnych osiedli - na Bródno i Targówek. Skręcamy z
ul. Andersa i marnujemy aż 28 minut w 400-metrowym korku na ul. Konwiktorskiej
i Zakroczymskiej. Jedziemy Wisłostradą do następnej przeprawy - most
Grota-Roweckiego, najszerszy w mieście (cztery pasy ruchu w każdą stronę).
Mimo to przed prowadzącym nań wiaduktem czeka półkilometrowa kolejka na
wysokości Kępy Potockiej.
Wjazd na most, przejazd nim i zjazd trwa równo 27 min. Długo, bo ruch lokalny
miesza się z tranzytowym. Na poboczu mijamy trzy zepsute samochody, które nie
wytrzymały powolnego tempa. Sprytnie radzą sobie za to kierowcy autobusów -
żeby choć trochę nadrobić opóźnienie, wciskają się na siłę z bocznych pasów.
Rano pasażerowie z Tarchomina mają lepiej, bo autobusy co minutę śmigają do
najbliższej stacji metra własnym pasem, którego od roku pilnuje policja
opłacana dodatkowo przez ratusz. To dlatego 61 proc. mieszkańców tej okolicy
dobrze ocenia komunikację publiczną.
Za mostem ruch jest spory, ale samochody nie tkwią już nieruchomo w miejscu.
Powoli suniemy do celu - na Tarchominie (u zbiegu ul. Światowida i Mehoffera)
jesteśmy o godz. 17.18.
Identyczną trasę przemierzyliśmy w środku wakacji. Wtedy najbardziej uciążliwy
korek był na Wisłostradzie i na moście Grota. Czas jazdy niemal o połowę
krótszy - "tylko" 47 min.