Kostka to tragedia, choć trzeba przyznać, tzw. wersja "niefazowana" jest i tak dużo lepsza od zwykłej chodnikowej. Nie zmienia to faktu, że asfalt jest dużo, dużo lepszy. Co do argumentu odróżnialności - łatwiej odróżnić asfalt, mimo iz nie jest on czerwony. Bo po prostu jest inny. A kostka często zlewa się z chodnikiem, różnice w kolorach wcale nie są aż tak uderzające (mam też wrażenie, że po kilku latach blednie - ale to może tylko takie wrażenie).
Do tego ten arcygłupi argument, że łatwiej rozebrać taką ścieżkę w przypadku grzebania przy podziemnej infrastrukturze. Może i łatwiej rozebrać, ale na pewno trudniej ułożyć z powrotem. Konia z rzędem temu, kto wskaże mi miejsce, gdzie taka kostka została po remoncie ułożona poprawnie. Zawsze jakośc ścieżki po takim remoncie drastycznie się obniża - pełno nierówności się pojawia. Nie wiem, czy to tylko niechlujstwo wykonawcy, czy coś innego, ale tak jest. Więc niech nie wciskają nam bajek!!!
Abstrahując od nawierzchni - czy przez 15 lat istnienia w stolicy "tematu rowerowego" wykonawcy nie mogli się nauczyć niwelacji krawężników przy przejazdach przez jezdnię??? To chyba nie jest jakaś kosmiczna technologia? Przecież to jeszcze bardziej utrudnia jazdę niż kiepska nawierzchnia. Właśnie te 2-3 cm, prawie niewidoczne gołym okiem. Czy w Polsce nie znają jeszcze powszechnego na Zachodzie patentu, że kiedy między jezdnią a ścieżką jest rowek (chyba odwadniający? nie znam się na tym), to po prostu w tym miejscu robi się mikro-mostek dla rowerzystów? Tanie i proste rozwiązanie... Niedawno na ELbląskiej remontowali jezdnię i porobili takie rowki. Efekt - nie da się wyjechać rowerem z osiedlowych wyjazdów na jezdnię bez przeżycia naprawdę sporego "wstrząsu"...
To tyle, pozdrowienia dla Pitagora, o ile jeszcze mnie pamięta.