Zaraza się szerzy:
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,5045025.html
Cytuj:
Rewolucyjnych zmian w kodeksie drogowym domagają się władze Warszawy: więcej zielonych strzałek pod sygnalizatorami, tzw. yellow box'ów na skrzyżowaniach, a także obowiązkowych kamizelek odblaskowych dla rowerzystów i motocyklistów
Od początku roku na stołecznych drogach zginęło 27 osób, z czego 22 to piesi. To najgorszy wynik od kilku lat. Jak powstrzymać czarną serię, zastanawiali się policjanci, przedstawiciele Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, PZMot, Automobilu Warszawskiego, ZDM i miejskiego inżyniera ruchu. Biuro bezpieczeństwa w ratuszu zebrało najlepsze pomysły. Jednak wiele z nich wymaga zmiany kodeksu drogowego i rozporządzeń ministrów.
Chodzi np. o zieloną strzałkę, która niedawno zaczęła znikać spod sygnalizatorów z powodu decyzji byłego ministra infrastruktury Marka Pola z 2003 r. Miasto chce, by to zarządca drogi wraz z miejscową policją decydowali, czy strzałka powinna się włączać przy czerwonym świetle czy też nie.
- Jest wiele miejsc, gdzie nie stwarzałaby zagrożenia i rozładowywała korki. Np. na skręcie z Racławickiej w prawo w al. Żwirki i Wigury - uważa insp. Jacek Zalewski, naczelnik stołecznej drogówki.
Wszyscy uczestnicy spotkania w ratuszu poparli pomysł obowiązkowego zakładania kamizelek odblaskowych przez rowerzystów i motocyklistów. Często giną oni w wypadkach niezauważani przez kierowców na słabo oświetlonej drodze.
Naczelnik Zalewski proponował też wprowadzenie tzw. zielonego pulsatora w sygnalizatorach dla kierowców przed zapaleniem się żółtego światła. - Tak jest w wielu krajach Europy. Kierowca ma wyraźny sygnał, że zaraz zmieni się sygnał. Zmniejszy to liczbę wypadków z winy kierowców, którzy chcą przejechać przez skrzyżowanie w ostatniej chwili, często na czerwonym świetle - twierdzi szef drogówki.
Do resortu spraw wewnętrznych i administracji trafi też propozycja tzw. yellow box'ów. To żółte linie wyznaczające obszary, na które kierowca nie ma prawa wjechać, jeśli nie jest pewien, że opuści skrzyżowanie przed zapaleniem się czerwonego światła. Istniały już w latach 90. np. na rondzie u zbiegu Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej. - Dzięki temu byłaby większa możliwość karania kierowców, którzy blokują skrzyżowania - mówi Ewa Gawor, dyrektor miejskiego biura bezpieczeństwa.
Wszystkie pomysły urzędnicy wyślą w kwietniu do MSWiA. Dyrektor Gawor przekonuje, że zmiana przepisów jest możliwa i to dość szybko, bo Adam Rapacki, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, blisko współpracuje z władzami stolicy. Na zaproszenie prezydent miasta Hanny Gronkiewicz-Waltz został nawet członkiem rady bezpieczeństwa Warszawy. - Czekamy na projekty ustaw - usłyszeliśmy wczoraj w biurze Rapackiego.
Ewa Gawor zamierza też przekonać parlament do wprowadzenia ulgi podatkowej dla producentów odzieży dla dzieci. W zamian mieliby wyposażać ubrania w elementy odblaskowe, żeby najmłodsi byli lepiej widoczni na drodze.
Dodatkowo urzędnicy zamierzają w tym roku doświetlić 80 przejść dla pieszych reflektorami zasilanymi przez baterie słoneczne. Dzięki temu ludzie czekający przed pasami staną się lepiej widoczni dla kierowców. Na liście są zebry wzdłuż ul. Patriotów w Wawrze, Spacerowej na Mokotowie, skrzyżowaniach al. KEN z ul. Jeżewskiego na Kabatach czy ul. rtm. Pileckiego z ul. Herbsta na Ursynowie. Koszt doświetlenia jednego przejścia to 3,5 tys. zł.
Biuro bezpieczeństwa chce postawić na edukację komunikacyjną wśród najmłodszych. W każdej dzielnicy, najczęściej przy szkołach, jeszcze w tym roku zaczną powstawać miasteczka ruchu drogowego. Przedszkolaki i uczniowie podstawówki mieliby w zabawkowych samochodzikach poznawać zasady bezpiecznego poruszania się po ulicach.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Nawet biorąc pewną poprawkę na filtr "dziennikarski", logika implikacji
"giną piesi, więc wprowadźmy zieloną strzałkę i obowiązkowe kamizelki dla rowerzystów" jest porażająca.
A, i jeszcze źródło inspiracji polskich specjalistów od bezpieczeństwa ruchu drogowego:
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75477,5043597.htmlCytuj:
Białoruś ma się świecić!
Andrzej Poczobut, Grodno
2008-03-21, ostatnia aktualizacja 2008-03-20 17:27
Milicjanci w całym kraju prześcigają się w pomysłach, jak zmusić obywateli do noszenia w nocy odblaskowych opasek
Obowiązek noszenia opasek, znanych jako flikery, wprowadzono kilka miesięcy temu, ale do niedawna niewielu Białorusinów się do niego stosowało. - A dzięki flikerowi kierowca widzi w nocy przechodnia z odległości 150 m, zamiast 40 m - tłumaczy nam zalety opasek nadinspektor służby drogowej MSW Fiodar Galicki. - Od wprowadzenia flikerów notujemy miesięcznie o 20 wypadków śmiertelnych z udziałem pieszych mniej.
Jednak w białoruskich warunkach nawet pożyteczny przepis przekształca się w teatr absurdu. Goniąc za jak najlepszym wynikiem w rozprowadzaniu flikerów, milicja nie przebiera bowiem w środkach. Białorusini są zmuszani do ich noszenia nawet w dobrze oświetlonych miastach.
Według danych MSW z ok. 800 osób karanych dziennie grzywną za brak flikerów aż jedną szóstą stanowią mieszkańcy miast. W Witebsku do ubrań osób trafiających do izby wytrzeźwień flikery przyszywane są przymusowo, a w rejonie bobrujskim młodzież bez opasek nie jest wpuszczana do dyskotek.
Jednak najbardziej pomysłowi okazali się milicjanci z Saligorska. Tam ubrania osób, które nie mają odblaskowych opasek, milicja oznacza odbijającym światło sprejem. Gdy materiał o tym ukazał się w miejscowej telewizji, liczba posiadaczy flikerów w Saligorsku natychmiast podskoczyła.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Można wciskać głodne kawałki o drugiej Japonii czy drugiej Irlandii, ale jeśli chodzi o sposób myślenia o bezpieczeństwie ruchu drogowego to Polska jest drugą Białorusią