W poniedziałek o 0920 na Niepodległości za Malczewskiego jadąc w stronę centrum zostałem uderzony przez wyprzedzający samochód. Uderzony z premedytacja - kierowca trąbił na mnie (jechałem przy prawej krawędzi, przepisowo), gestykulował (to było po zmianie świateł, nie jechał duzo szybciej niż ja), wyprzedził mnie na grubość lakieru swoim pick-upem... ale miał przyczepę wystającą obrys samochodu, która uderzyła w mój rower. Nie wiem jak mnie walnęła, ani co się działo, w ćwierć sekundy leżałem na jezdni obok wraku roweru
,
czołgając się by kolejny samochód nie poprawił dzieła poprzednika. Nie zatrzymał się nikt - łącznie ze sprawcą, który spokojnie odjechał w następną przecznicę, tam zaparkował i przyszedł z pretensjami.
W międzyczasie zadzwoniłem pod 112, wezwałem Policję.
Mimo tego jak wygląda mój rower
jestem w miarę cały: zdarta skóra na jednym udzie, obity mięsień, podrapana skóra na łydce i kolanie. Mięsień uda boli więc do dziś kuśtykam. Miałem kask, nie widać na nim jakiś zadrapań. Miałem ex-motocyklowe rękawiczki z kevlarem, dłonie całe.
Ubranie: podarty softshell, spodnie, kalesony we krwi.
Rower... właściwie cały rozwalony, chyba tylko siodło się ostało. Widelec carbon - urwany. Obręcze, piasty, korby, klamki, opony (nowiutkie, właśnie zmieniłem), nie wiem czy rama jest prosta, na pewno porysowana.
Po jakiś 20 minutach przyjechała Policja,
która dość szybko wytłumaczyła kierowcy, że ponosi całkowitą winę za spowodowanie wypadku, a jak się nie zgadza to niech idzie do sądu który za takie coś nie zostawi na nim suchej nitki.
Kierowca zmiękł, emocje opadły, ja odkryłem że mam zakrwawione udo.. z kolesia który przed chwilą chciał mnie przejechać zrobił się człowiek.
Skończyło się tym, że mam się dogadać ze sprawcą co do kupna nowego roweru, cuichów, lub zgłaszać to z jego OC. Policjani w notatniku wpisał notatkę o wypadku i to że sprawcą jest kierowca który "nie zachował ostrożności przy wyprzedzaniu".
Policjant nie krył swojego braku miłości do rowerów
"nie spodziewa się może Pan Kierowca, że w styczniu mogą rowery jeździć" ale nie zwalał na mnie
"ale jak widać jeżdzą, a jak jadą to mają na drodze takie same prawa jak Pan".Mi Policjant poradził żebym przesiadł się do samochodu bo bezpieczniej....
Teraz tak sobię myślę że jak na wypadek w którym mógł zginąć człowiek (czyli ja) Policja działała dość nonszalancko:
-nie dali balona kierowcy (ani mi)
-nie sprawdzili dowodu przyczepy, ani tego czy kierowca ma uprawnienia D.
-nie zrobili żadnego zdjęcia, szkicu
-nie dali mandatu ani punktów kierowcy, nie sprawdzili nawet jego punktów w systemie
Po odjeździe policji spisaliśmy ze sprawcą oświadczenie i zawiózł mnie i szczątki roweru do domu.
Nie wiem czy odważę się jechać znów po jezdni obok potencjalnych zabójców - będących w cywilu normalnymi ludźmi. Chyba na jezdni kierowcy wyładowują swoje codzienne problemy, nie myśląc o konsekwencjach.