Jak moja rodzina rozwozi się rowerem do przedszkola i żłobka.
Poznajcie Zosię - 3 lata (lewa) i Miłosza - 1,5 roku (prawa) w przyczepce. Zaraz pojadą do przedszkola i do żłobka. Środek jesieni, na dworze ok. -2 st. C. W naszym mieście robią za prawdziwych trendsetterów.
Niestety z osiedla wychodzimy "tylnym wejściem", bo od frontu są schody i podnośnik, do którego przyczepka i rower razem nie wjadą, a cywilizowanego podjazdu jeszcze jako wspólnota nie zrobiliśmy. Schodzi się z dość stromego stoku. Póki nie ma śniegu jeszcze nie zjechaliśmy "na pazurki".
Zosia wychodzi z przyczepki sama. Pod przedszkolem parkujemy koło skrzynki gazowej. Nam też przydałaby się lepsza nawierzchnia dróg - dookoła trylinka, a na ulicy przed przedszkolem 200 metrów nierównych płyt betonowych.
Na tym fragmencie trasy do żłobka nie jadę ulicą, ale chodnikiem. Korka na ulicy doświadczyłbym, gdybym odwoził dzieci samochodem, co pewnie niestety niedługo nastąpi, nie tylko ze względów atmosferycznych.
Władze naszego miasteczka na ulicy Literackiej zrobiły szlak rowerowy (kontrścieżka na ulicy jednokierunkowej), który bardzo nam ułatwia dojazd do żłobka. Gdyby nie to, pewnie żona nie zdecydowałaby się na tak długą jazdę w ruchu drogowym z przyczepką.
Miłosz już usiłuje wyjść sam z przyczepki pod żłobkiem.
Przyczepka czeka na odbiór Miłosza na przyżłobkowym placu zabaw (zamykanym na klucz). Dzieci odbiera najcześciej mama, która zostawia rower przy stacji kolejowej rano i odbiera po południu. Przy stacji jest podobna "wyrwikółka", ale rower można też przypiąć do porządnego kolejowego płotu (co prawie wszyscy robią). Na jesieni zanim dojedzie z dziećmi do domu robi się już ciemno, ale przyczepka jest dobrze wyposażona w odblaski oraz dwa migające światła tylne.
A to najniebezpieczniejsze (są też inne) miejsce naszej podróży do żłobka. Koniec szlaku rowerowego i przeba przejechać przez drogę wojewódzką łamiąc zakaz skrętu z lewo lub po chodniku i pasach skorzystać z usług "lolipop lady", czyli "pana z lizakiem" (w czasie robienia zdjęcia ogrzewał się w swoim samochodzie).
Przepraszam, że na zdjęciach nie zamazałem producenta przyczepki. Odnośnie trendsetterstwa, to zwłaszcza w lecie, gdy idziemy z przyczepką jako wózkiem (jest taka opcja) zaczepia nas sporo osób pytając o cenę i możliwość nabycia. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że "cacko" kupiłem w Niemczech. Ale nie tylko w lecie oczy obserwatorów są zwrócone na nas, gdy jedziemy przez miasto. Niektórzy sąsiedzi już "guglali", gdzie i jak i za ile można by takie coś dostać. Z ciekawostek, gdy probowałem z córką (wtedy nieco ponad 2 letnią), jeździć do złobka na rowerze, a ona na siedzeniu z tylu, to sie bała, bo wysoko i szczególnie na ulicy zaraz obok samochodow, a w przyeczpce nie ma problemu. Napiszecie, że się chwalę, bo to prawda. Wpisujcie tu swoje przyczepkowe przygody z dziećmi, jeśli takie macie.