Cd.
http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,ne ... 43627.htmlCytuj:
18.07.2011 08:10 rower tylko na weekend?
Najwięcej ścieżek w Polsce to wciąż stanowczo za mało
275 kilometrów ścieżek rowerowych to dużo czy mało? Warszawa ma ich najwięcej w Polsce. Ale wciąż nie tworzą one spójnej sieci, która pozwoliłaby korzystać z roweru w codziennej drodze do szkoły czy pracy. - Tak, jakby rower miał służyć jedynie do weekendowych wypadów za miasto, a nie do codziennej komunikacji - podkreślają cykliści.
Stołecznymi drogami i miejską komunikacją zajmuje się około tysiąca urzędników w Zarządzie Dróg Miejskich, Zarządzie Miejskich Inwestycji Drogowych, Zarządzie Transportu Miejskiego, Zarządzie Oczyszczania Miasta oraz Biurze Drogownictwa i Komunikacji. Lepiej lub gorzej dbają o budowę nowych dróg oraz remonty i sprzątanie tych już istniejących. Odpowiadają za wymianę taboru komunikacji miejskiej, planują trasy tramwajów i autobusów.
Elementem tej układanki są - a w każdym razie powinny być - rowery. W większości europejskich miast stanowią one jeden z najważniejszych elementów miejskiego transportu. Dba się więc o to, by było je gdzie zaparkować i o to, by dało się nimi poruszać szybko i bezpiecznie. To opłaca się wszystkim, także kierowcom samochodów, którym rowerzyści nie muszą wjeżdżać pod koła.
Jak to wygląda w Warszawie?
3,5 urzędnika
O wygodę i bezpieczeństwo warszawskich rowerzystów też dbają oddelegowani do tego urzędnicy. Jest ich czworo. - Jedna osoba jest zatrudniona w pionie inżyniera ruchu. Trzy inne w sekcji transportu rowerowego, w biurze drogownictwa - wylicza Bartosz Milczarczyk, rzecznik ratusza.
Z tej trójki, jedna osoba zatrudniona jest na pół etatu. - To obrazuje stosunek miasta do rowerzystów. Nawet w miejskim dokumencie, tzw. "Strategii Transportowej" jest mowa o tym, że do sprawnego funkcjonowania wydziału rowerowego, potrzeba ośmiu etatów - zauważa Grzegorz Romanik, autor ponad dwustustronicowego audytu polityki rowerowej Warszawy, przygotowanego na zlecenie stowarzyszenia Zielone Mazowsze.
Z osiedla nie dojedziesz
W raporcie wytknięto największe słabości systemu ścieżek rowerowych w Warszawie. Przede wszystkim to, że nie nadają się one do wykorzystywania w codziennej komunikacji. Z dużych "sypialni", takich jak Ursynów, Bemowo, Tarchomin czy Bródno nie można dojechać do centrum miasta, bo ścieżki urywają się, często w najmniej spodziewanym momencie. Dalej rowerzysta ma wybór - przeciskać się chodnikiem lub ryzykować zdrowiem i życiem na ruchliwej arterii.
Takie wyrwy w sieci, które odcinają od centrum całe dzielnice, występują na przykład na największych skrzyżowaniach. Wiele z nich można załatać stosunkowo niewielkim kosztem, dorabiając podjazd i poszerzając istniejący chodnik o pas dla rowerów. W ten sposób ścieżkę na dolnym poziomie mostu Gdańskiego można połączyć z - jedynymi w Warszawie - pasami rowerowymi w jezdni ulicy Międzyparkowej. Ale rowerzyści muszą korzystać z dzikiego przejazdu po skarpie i przejeżdżać przed wiatą przystankową. Efekt? Na Międzyparkowej trudno spotkać rowerzystę, a urzędnicy uzasadniają tym niechęć do wytyczania kolejnych pasów.
- Do niedawna takie problemy mi nie przeszkadzały. Po prostu zjeżdżałem na ulicę, albo radziłem sobie inaczej. Ale od kiedy mam małe dziecko, rowerem jeżdżę tylko za miasto - zauważa Marcin Kaźmierczak, tata rocznego Krzysia. - Zacząłem zwracać większą uwagę na bezpieczeństwo i doszedłem do wniosku, że Warszawa wciąż nie jest bezpieczna dla rowerzystów. Myślę, że władzom miasta nie przeszkadza, że rowerem jeżdżę już tylko rekreacyjnie. Bo oni woleliby, żeby ludzie na rowery wsiadali tylko w weekendy - denerwuje się.
100 tys. rowerzystów dziennie
Z badań natężenia ruchu wynika tymczasem, że dzienna liczba podróży rowerowych w Warszawie w okresie wiosna - jesień dochodzi do 100 tysięcy. Na wielu drogach dla rowerów natężenie ruchu przekracza w dzień powszedni 1000 rowerzystów. Tak jest m.in. ścieżkach wzdłuż mostu Świętokrzyskiego, ulicy Sobieskiego, na trasie Siekierkowskiej, w alei Komisji Edukacji Narodowej, na Wale Miedzeszyńskim, czy przy ulicy Podleśnej.
Co więcej, liczba rowerzystów systematycznie wzrasta.
Zmienia się, ale za wolno
- Ja przygodę z rowerem zacząłem 10 lat temu. Jeździłem z Tarchomina do szkoły w okolicy ronda Starzyńskiego. Autobusem ta trasa zajmowała ponad godzinę. Rowerem - 20 minut. Tak mi zostało. To w godzinach szczytu jeden z najszybszych środków transportu - przekonuje autor raportu, Grzegorz Romanik.
Przyznaje też, że przez te 10 lat zmieniło wiele zmieniło się na lepsze. - Kiedyś, gdy jechałem ulicą, bo nie było ścieżki rowerowej, trąbiło na mnie 9 na 10 kierowców. Dziś rzadko zdarza się, że słyszę klakson - przyznaje. Ale zaraz dodaje: - Niestety, w parze z tymi zmianami nie idą zmiany infrastrukturalne. Mamy dokumenty, które określają gdzie i jak budować nowe ścieżki. Ale co roku wiele z tych planów przekładanych jest na później. Efekt jest taki, że codzienne poruszanie się po mieście rowerem wciąż jest problematyczne - podsumowuje.
Brakuje konsekwencji
Jak podkreślają przedstawiciele środowiska rowerowego, Warszawa ma wszelkie narzędzia potrzebne do budowy dobrej infrastruktury. - Są przepisy nakazujące budowę ścieżek asfaltowych. Jest studium uwarunkowań, które określa, gdzie powinny powstawać nowe trasy dla cyklistów. Rozporządzenie ministra infrastruktury precyzyjnie określa parametry, jakie muszą spełniać - wylicza Rafał Muszczynko, z Warszawskiej Masy Krytycznej.
Czego więc brakuje? - Konsekwencji w działaniu. Cały czas buduje się mało, a to, co powstaje, to najczęściej buble. Na przykład na skrzyżowaniu KEN z Ciszewskiego, nie wiedzieć czemu, powstała niezgodna z prawem sygnalizacja świetlna, wzbudzana ręcznie. Z braku pieniędzy wiele ścieżek kończy się przed i zaczyna znów za skrzyżowaniem, bo koszt przebudowy sygnalizacji jest dla urzędników nie do przełknięcia. Takie przykłady można niestety mnożyć - dodaje Muszczynko.
To nie przeszkadza jednak władzom miasta podkreślać na każdym kroku, jak ważne są dla nich kwestie rowerowe. Co jakiś czas powracają więc zapowiedzi budowy dużego dworca rowerowego na placu Defilad (w planie miejscowym dla tego terenu nie ma jednak przewidzianej ścieżki, która by do tego dworca prowadziła) czy budowy kolejnych setek kilometrów gładkich jak stół dróg.
Jest 275 km. Brakuje 800!
Gdy przychodzi do realizacji tych obietnic, ścieżka i tak powstaje z betonowej kostki i urywa się w dziwnym miejscu. A na pytanie, kiedy zostanie dokończona, od lat słychać jedną odpowiedź: - Jak tylko znajdziemy pieniądze.
Co na to miasto? - W najbliższych latach planujemy budowę ok. 57 km ścieżek rowerowych. Zwiększy to ich łączną długość do ok. 330 km - obiecuje Bartosz Milczarczyk.
Czy to dużo? Autorzy raportu wyliczają, że gdyby zrealizować zapisy strategii transportowej Warszawy do roku 2015 - czyli osiągnięcie współczynnika 0,65 km drogi rowerowej na tysiąc mieszkańców - należałoby w najbliższych latach wybudować... ponad 800 kilometrów.
Maciej Czerski
http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,ne ... 44196.htmlCytuj:
18.07.2011 08:08 Tak się jeździ po warszawie
Test stołecznych ścieżek, czyli z kamerą przez miasto
Kierując się raportem Zielonego Mazowsza postanowiliśmy sprawdzić, czy naprawdę jest tak źle. Z kamerą na rowerowym kasku próbowaliśmy dojechać do Śródmieścia z kilku różnych miejsc. Zobaczcie efekty.
Z Mokotowa do Śródmieścia
Ruszamy ze skrzyżowania ulicy Sobieskiego z Idzikowskiego. Na dobry początek omijamy słup sygnalizacji świetlnej na środku ścieżki rowerowej. Do skrzyżowania z ul. Hańczy jest całkiem nieźle, ale gdy tylko zaczynają się zabudowania, pojawiają się kłopoty: trzeba zachować wyjątkową ostrożność żeby nie zatrzymać się nagle na jednym z samochodów, które parkują na części ścieżki.
Piesi też nie zwracają uwagi na rowerzystów. Efekt? Ostrym slalomem dojeżdżamy do Belwederskiej. Tu znów piesi i samochody. Na skrzyżowaniu z Gagarina niespodzianka: rozkopane skrzyżowanie. O tym, by na czas remontu wyznaczyć objazd dla rowerzystów nikt nie myśli.
Co robić? Możemy włączyć się do ruchu lub pokonać trzy przejścia dla pieszych, żeby przejechać skrzyżowanie i wrócić na ścieżkę. Wybieramy to drugie rozwiązanie i tracimy kilka minut.
Wracamy na ścieżkę i ruszamy w dalszą drogę. Jest nieźle, ale tuż przed ulicą Klonową ścieżka się urywa. Czujnym wzrokiem przeczesujemy horyzont... jest! Pojawia się kilkanaście metrów dalej i to jaka! To jedna z najnowszych i najfajniejszych ścieżek w Warszawie. Asfaltowa, równa, niemal bezkolizyjna ścieżka wzdłuż al. Ujazdowskich. Uważać trzeba tylko na pl. Na Rozdrożu. Przy schodach prowadzących na przystanki przy trasie Łazienkowskiej droga wymalowane przejście dla pieszych. Ci jednak wchodzą na nie bezmyślnie, rzadko rozglądając się, czy ścieżką nie jedzie rowerzysta. Za placem znów wygodna ścieżka. W dodatku odseparowana od ulicy, więc nawet parkujące przy niej samochody zazwyczaj jej nie blokują.
Niestety, przy placu Trzech Krzyży ścieżka kończy się się tak nagle, jak się zaczęła.
Z Pragi do Śródmieścia
Zaczynamy na rondzie Starzyńskiego i od razu niespodzianka. W kierunku Żerania ścieżka urywa się w tym miejscu, więc próbujemy jechać w drugą stronę. Objeżdżamy rondo wokół. Przecinamy Jagiellońską i... lądujemy na krótkim, ukośnym fragmencie prowadzącym w stronę mostu Gdańskiego. Zwykle ciągną nim tłumy pieszych, którzy w ogóle nie dostrzegają, że nie powinno ich tu być.
Ścieżka prowadzi nas wprost na wiatę przystanku autobusowego i inne budy. Nie ma dnia, by rozpędzony rowerzysta nie wpadał tu na pasażerów oczekujących na autobus na środku ścieżki lub podpitych klientów budek z piwem.
Jedziemy w kierunku zoo. Ścieżka zmienia się w ciąg pieszo-rowerowy, a kawałek dalej ze średnio przyjemnej kostki zmienia się w dwie linie namalowane na wiekowym, krzywym chodniku. Dojeżdżamy do mostu Gdańskiego. Wtajemniczeni wiedzą, że tu zaczyna się rowerowy hit lata - przyrodnicza ścieżka nad Wisłą. Kto nie wie, nie znajdzie tu jednak żadnej informacji na ten temat.
Ścieżka na dolnym poziomie mostu Gdańskiego mogłaby by należeć do najfajniejszych w Warszawie. Roztacza się z niej wspaniały widok na Wisłę, Stare Miasto i wieżowce Śródmieścia. Co z tego, skoro rowerzysta musi lawirować między pieszymi? Ci za nic mają fakt, że nie powinno ich być po tej stronie mostu. Zresztą trudno im się dziwić - oni też mają prawo do podziwiania widoku. Efekt to ciągłe awantury. Zdarza się, że rowerzyści lądują na barierce lub konstrukcji mostu, chcąc uniknąć zderzenia z amatorem fotografii, który nagle robi krok w tył, by uchwycić kadr życia.
Na obu krańcach mostu ścieżka przechodzi przez przystanki tramwajowe. Słupki z rozkładem powieszone są na barierce - nie da się sprawdzić godziny przyjazdu tramwaju nie wchodząc pod koła rowerzystów. Podobna niespodzianka czeka tego, kto wbiegnie na przystanek prosto z zakręconych schodów.
Zjeżdżamy z mostu, ocieramy pot z czoła i szukamy drogi w kierunku centrum miasta. Do niedawna swój moment mieli tu fani downhillu - ziemny zjazd w kierunku Wisłostrady pozwalał sprawdzić hamulce, szczególnie że kończył się niemal na jezdni. Dziś jest zagrodzony - rowerzysta może zjechać na dół łagodnym "ślimakiem", który idzie wzdłuż nasypu i zawraca kilkadziesiąt metrów dalej.
Gorzej ma ten, kto chce jechać wzdłuż ulicy Słomińskiego, musi bowiem pokonać stare, sypiące się schody. Znajdzie się na chodniku, przejedzie przez przystanek autobusowy, minie dwa przejścia dla pieszych bez przejazdu dla rowerów i trafi na ewenement w miejskiej skali. To ulica Międzyparkowa i dwa... pasy rowerowe!
Rowerzyści korzystają z nich rzadko, bo nie łączą się z niczym. Ten prowadzący w stronę Muranowa urywa się na Bonifraterskiej, gdzie zresztą najczęściej zastawiony jest przez samochody podjeżdżające pod biurowiec i hotel.
Od tego momentu do ronda de Gaulle'a jedziemy już między samochodami, bo w samym centrum miasta brak ścieżki rowerowej.
Z ronda de Gaulle'a na ul. Kawalerii 5
Rowerem do pracy? Na to spróbujmy. Jedziemy z ronda de Gaulle'a do redkacji tvnwarszawa.pl na ulicy Kawalerii 5. Niedaleko, więc nie powinno być źle. Tylko jak zacząć? Ścieżki nie ma. Wybór pada więc na most Poniatowskiego. Idzie nieźle, dopóki nie wjedziemy na sam most: wąski chodnik uniemożliwia bezpieczne minięcie się z innym rowerzystą. Jezdnia? Tu kierowcy bardzo rzadko pamiętają o ograniczeniu do 50 km/h, więc to słaby pomysł. Tym bardziej, że krawężnik jest wysoki i "uciec" na chodnik może tylko bardzo sprawny rowerzysta na górskim rowerze. Miejskiego "holendra" nie podrzucimy przecież w biegu.
Na szczęście z mostu zjeżdżamy już na wysokości Wisłostrady, by dostać się na ścieżkę nad Wisłą. Zakręcone ślimaki drogowe nie mają żadnych pasów dla rowerów, więc możliwości są dwie: albo jedziemy razem z samochodami i wyskakujemy na środek Wisłostrady, albo... znosimy rower po schodach i labiryntem przejść oraz kładek próbujemy dostać się nad Wisłę. Tylko po to, by 200 metrów dalej odczekać na światłach dłuższą chwilę... wrócić na drugą stronę Wisłostrady.
Na szczęście od tego miejsca jest już tylko lepiej. Ścieżka prowadzi wprawdzie najpierw po nierównym chodniku, potem dość niezgrabnie i niebezpiecznie przecina ulicę, ale zaraz wpada do parku. Tu, drogą podzieloną nawet na pasy w dwóch kierunkach, wzdłuż klombów dojeżdżamy do ulic Rozbrat i parku Rydza-Śmigłego. Środkiem parku, po asfalcie jedziemy do wrotkowiska Jutrzenka. Dalej kawałek ścieżki przez podwórka przy Górnośląskiej. Tu na moment tracimy ścieżkę z oczu, by odleźć ją już Hoene-Wrońskiego. Przecinamy Myśliwiecką i jesteśmy w parku Agrykola. Możemy odbić w lewo, wzdłuż kanałku, znów przeciąć Myśliwiecką, skręcić pod kątem 90 stopni i już po chwili, miedzy ambasadami Hiszpanii i Wielkiej Brytanii dojeżdżamy do celu.
Możemy też jechać aż do Agrykoli. Tu jednak dwie przykre niespodzianki - zakaz wjazdu do Łazienek i ścieżka prowadząca tylko pod górę. Kto chce dojechać na Czerniaków, musi jechać ulicami lub pokonać Agrykolę. Nagrodą będzie zjazd Belwederską w dół, ale od kogoś, kto miałby tak codziennie jeździć z domu do pracy wymaga to już lepszej kondycji.
My natomiast możemy udać się do redakcji i zacząć spisywać nasze wrażenia...
Paweł Radziszewski//Roody