Cytuj:
Dyrektor Biura Promocji Miasta Katarzyna Ratajczyk do pomysłu stworzenia publicznej komunikacji rowerowej podchodzi jednak dość sceptycznie. – W Wiedniu i Paryżu tego typu wypożyczalnie się nie sprawdziły, bo rowery rozkradano.
To typowy przykład półprawdy. Owszem, przy pierwszej próbie zainstalowania w Wiedniu systemu rowerów miejskich w ciągu kilku tygodni prawie wszystkie rozkradziono. A dlaczego? Dlatego, że aby je wypożyczyć trzeba było wrzucić tylko 2 euro (jak do koszyka na zakupy) i nie było żadnego systemu monitorowania rowerów. Miasto jedynie apelowało o uczciwe użytkowanie rowerów. Jednym słowem system był zły.
Dotąd ta historia mogłaby się wydarzyć w Polsce. Ale dalszy ciąg już nie:
W związku z tym miasto Wiedeń wdrożyło zupełnie inny system - aby wypożyczyć rower trzeba się zarejestrować przy pomocy karty bankomatowej. Przy każdej stacji z rowerami jest specjalny terminal z monitorkiem, gdzie można to zrobić. Rejestracja kosztuje 1 euro. Aby potem wypożyczyć rower, wystarczy wsadzić do terminala kartę bankomatową i podać hasło. Dzięki temu system ma dane użytkownika i sprawdza, czy rower został zwrócony. Jeśli nie, z konta pobierana jest kara - 600 euro. Pierwsza godzina jazdy jest zupełnie gratis. 98% przejazdów odbywa się w ciągu pierwszej godziny. Od wdrożenia tego nowego patentu system działa dobrze i jest stale rozbudowywany. Rowery mają nawet takie bajery, jak światła na fotokomórkę, które same się zapalają, gdy jest ciemno. System działa bez dotacji miasta - utrzymuje się z reklam.
A teraz sobie pozwolę na symulację jak sprawa by się dalej potoczyła w Warszawie:
Po rozkradzeniu rowerów zrezygnowano by z pomysłu. Urzędnicy obwieściliby, że warszawiacy to chamy i złodzieje, którzy nie dojrzali do tego, aby korzystać z rowerów miejskich. Wszyscy by pokiwali głowami, że przecież można było przewidzieć, jak to się skończy i w ogóle to było wyrzucanie pieniędzy w błoto, które można by przeznaczyć na budowę nowych ulic.